wtorek, 3 sierpnia 2010

Styczeń 2008

25 stycznia 2008
Na kobyłce ;)
Dzisiaj polazłyśmy sobie najpierw na ujeżdżalnię, a potem w terenik ;)
Test "galopowy" na ujeżdżalni wypadł dobrze więc zdecydowałam sie wsiaść. Dzisiaj zgięcia boczne na lewo już lepiej wychodziły ;) Po standardowym poruszaniu się każdą częścią ciała w każdą stronę ruszyłyśmy przed siebie. Z początku opornie szło nam pozostanie na nieogrodzonej ujeżdżalni, ale się uporałyśmy z tym na tyle, że postanowiłam zakłusować. I sie zdziwiłam :) NIe dość, że skrętnośc była taka w miarę dobra( mogłyśmy zostać na ujeżdżalniw  tym kłusie :P) to jeszcze BIrm anie leciała tak ostro do przodu ;) Było z impulsme do przodu, bez wleczenia, ale też bez lecenia :) Czasem upominałam i prosiłam o zwolnienie, ale bardzo pozytywnie było :) Coraz lepiej wychodzi mi anglezowanie i wczucie się w konia w tym siodle ;) Szybciutko zesżłyśmy z ujeżdżalni, odwiedziłysmy konie znajomej ( to już "Pieszo"), wróciłyśmy na ujeżdżalnię żeby wsiąść z podwyższenia i ruszyłyśmy przed siebie. Stępik fajny, energiczny, poprosiłąm wiec o kłus. I tez fajny ;) Czułąm, ze trzyma ten kłus, że nie ma wizji "wpadnięcia" w niechciany galop. Były czasem przyśpieszenia, czy problemy z przejściem do stępa, raz wpałyśmy w galop, ale jakoś tka wszytsko to sympatycznie w miarę. Chyba ja po prostu w sobie coś przełamałam, nie bałam się, nie spinałam się mocno, po prostu jechałam i robiłam swoje. A jechałam w tym terenie na jednej linie :P Pierwszy raz tak, ale bardoz mis ię podobało, i do tego penwei sie czułam :)
Parę razy zrobiłąm coś nei tak, następnym razem postaram sie to zastąpić jakimiś łągodniejszymy środkami.
Ale i tak mam wrżenie, ze dzisiejszy dzień był jakiś "przełomowy" jeśli chodzi o jazdę. Zobaczymy za jakiś czas, czy rzeczywiście. Ale chyba idziemy w tym "dobrym" kierunku ;)
Z ziemi też oczywiscie pospacerowałyśmy, ale to raczej w ramach relaksu czy uspokojenia niż jakiś konkretnych "ćwiczeń" :)

 
23 stycznia 2008
(: ......... :)
W poniedziałek polazłam do kobyłki zeskrobać panierkę :P Pobawiłyśmy się troszkę na wolności ;) w planach było siodło, ale odechciało mi się jeździć :P
Były jakies próby prowadzenia ze strefy 4/5 i prowadzenia z ręką na szyji-> ćwiczenia podpatrzone na kursie, napiszę coś o nich jeszcze w notce o kursie ;)
Z takim średnim skutkiem to wyszło, ale i tak z lepszym niz się spodziewałam. W końcu po raz pierwszy, i do tego na wolnosci :P
Chciałam trochę pobiegać z kobyłką, na początku było ok, jak czułam że "odpływa" to prosiłam o podejście i "połączenie" się znowu ze mną. Ale w końcu nie zauważyłam tego momentu "odpływania" i wpadłyśmy w schemat biegania bez "kontroli" po każdym odesłaniu czy wskazaniu kierunku. Pmęczyłyśmy się troszkę i o dziwo chyba udało się naprawić ;) Znów byłam w stanie poprosić o parę kroków kłusa i przywołać do siebie. Podobało się mi ;)

Wieczorem, już tak nie-końsko pojechałam na trening capoeiry. I też mi się podobało ;) Chciałabym wejśc w to "głebiej", zobaczymy co z tego wyjdzie ;)

Dzisiaj miałam nie iśc do koni, ale słoneczko tak ładnie świeciło... ;) Na wolności troszkę poprzestawiałm kobyłkę, takie różne "testy". I potrafimy zrobić boczne bez płotu na wolności :P Tak trochę przez przypadek wyszły nam też bardziej skomplikowane rzeczy, podłapałam i potrafimy zrobić to tez na prośbę ;) Takie składanki typu przestawienie przodu, ruch w bok, przestawienie zadu. I to w dodatku wykonywane z pewnej odległości i bez liny ;D

Poprosilam też o klus w CG, ale to juz na linie i z siodłem. I bardzo miło mnie kobyłka zaskoczyła :) Często już schodzi głową w dół, a ja to nagradzam ;) Częściej niż sie spodziewałam, i od czasu do czasu dostaję parę kroków z głową w dole, a nie tylko opuszczenie jej. Strasznie mi się to podoba ;)

Wsiadłam z ogrodzenia, powolutku, najpierw ustaliłyśmy/przypomniałyśmy sobie jak sie przysuwa pupcię do mnie żebym mogła wejsc ;)
TRoszkę czasu spędziłeśmy na zgięciach bocnzych w lewo, tak opornie jakoś na ta stronę..... Na prawą za to leciutko ;) Poczekałam, aż dostanę po jednym ładnym kroczku przestawienia przodu i zadu na każdą stronę, i ruszyłyśmy. Co jakiś czas prosiłam o zatrzymanie z tej gorszej lewej strony. Tez tzreba ja wyćwiczyć ;)

BYło też parę odcinków kłusa, za kazym razem czekałam na zwolnienei, rozluźnienei lub opuszczenie główki w dół. Chyba coraz lepiej nam idzie ;) Kobyłka ćwiczy "nie-lecenie" naprzód, a ja anglezowanie w nowych sytucjach siodłowych. I całkiem szybko mozemy sie zatrzymać czy zwolnić, czasem od "wypuszczenia powietrza" nawet ;)

Notkę kursową moze uda mi sie jutro napisać, relację można juz zobaczyć na blogu Ani od Sereta i Cantosa ;)

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Zapomniałam jeszcze o jednej rzeczy ;) Wczoraj zanim wsiałam na kobyłkę ćwiczyłyśmy trochę prowadzenie ze strefy 4/5, ale już na linie. Ruszyć juz potrafimy, co samo w sobie jest sukcesem ;) Ze skręcaniem gorzej. Na stronę "ode mnie" jest przyśpieszanie-> mój koń widząc bacika z boku lub w okolicach łopatki przyśpiesza. Czasem więc przychodzi nam płot z pomocą, a czasem się udaje ;)
Kobyłka "pobiła" mnie przy skrętach w moją stronę ;) Skręcamy, a przynajmniej powinnyśmy, przez moje zbliżanie się do jej zadu. CZasem wychodzi, a czasem... Birma robi chody boczne :P Ale takie a'la łopatka do wewnątrz, z wygięciem i krzyżowaniem nóżek. I tak idziemy obie po skosie w bok, i nie wiem jak jej wytłumaczyć, ze nie o to do końca chodzi ;) Mogę co prawda troszeczkę mocniej zadziałać, ale przecież ona się stara. NIe chcę jej krytykować bo nie ma za co, i nie chcę też "zabić" tej chęci ruchu w bok... Pomyślę, może coś wykombinuję żeby mieć i skręty, i ruch w bok ;)

 
20 stycznia 2008
Zaległości...
Taka relacja na szybko, bo straaasznie zmęczona jestem.... Wróciłam dzisiaj z kursu SH, dokładnijeszy raport w dniach najbliższych ;) Co prawda byłam nie z końmi jak to było planowane, ale jako słuchacz... Ale i tak wiele się nauczyłam. Przynajmniej myśle tak ;) Cóż, nie zawsze wychodzi wszystko tak, jakby się chciało...

Przede wszystkim mam motywację do dalszej pracy i do pracy z siodła też :) Ostatnio troszk rozleniwiłam sie i koniska....

Od czasów ostatniej notki tylko dwa razy ruszyłyśmy potwwory trochę.
Raz wziełyśmy je na liny w czasie sprowadzania do stajni, tak w ramach zwiedzania terenu. Na początku różne kłotnie z Buszmenem, ale potem bardzo fajnie szedł i obserwował swiat ;)

W zeszły czwartek natomiast wyciągnęłam w końcu zakurzone już siodło i poszłam na spacerek z kobyłką. Jakieś poddenerwowanie przez chwilke, ale trawka szybko nas uskopoiła :) Wlazłyśmy w jakieś chaszcze i ugorami dotarłyśmy na ujeżdżalni znajomej-> pierwszy raz szłyśmy tą trasą. Na ujeżdżalni było troche strasznie dzisiaj... Jakieś drzewa wycinali nieopodal i biegał jakiś nieznany pies (tzn. kon go nie znał :P).  Oj, emocje nam skoczyły...  Odangażować zad tyłem do strachów sie nie dało, na takiego konia wsiadać nie będę :P Prosiłąm wiec o różne rzcezy, chody bocnze, jakiś stęp, kłus, odangażowania, zmiany kierunków.. W końcu stwierdziłąm, że zobaczymy jak sie ma galop. W galopie nałatwiej wychodzą te "prawdziwe" emocje, raczej nie da się ukryć strachu czy niepokoju wtedy :P I rzeczywiście, okazało się, ze BIrma nie jest tak spokojna, jak wyglądała z zewnątrz ;) Dużo brykania, szybkie starty do przodu... Zabawnie :) Udało nam się szybko dogadać co do jednej strony, ale z drugą był większy kłopot. W rezultacie w czasie brykania kobyłka zgubiła wkładkę od strzemienia :P
Za to jak już udało sie "galopnąć" spokojnie na ta drugą stronę też, to cały stres gdzieś uleciał.... Hałasy "lesne" też się troszkę zmniejszyły w międzyczasie, ale nie ustały całkiem. Więc sukces ;) Tak naprawdę to nei zauważyłam tego procesu uspokajania się, jakoś samo wyszło :)

Wdrapałam sie więc na moją dzielną kobyłkę, i zaczęłyśmy sie przestawiać na różne strony standardowo. Gorzej niz na pastwisku w domu, ale to normalne jest, w końcu mniej znany teren.

Naqwet pokłusowałyśmy sobie trochę, byłam w w stanie utrzymac jako taki kierunek (co jest sukcesem w kłusie), i momentami dostawałam kłusik rozluzniony z głowką w dole. Coraz lepiej jest ;)

Zastanawia mnie zawsze jje reakcja po powrocie do domu. W czasie wchodzenia na teren podwroka staje jakby chciala powiedziec, ze nie musimy wracac, i w czasie drogi na pastwisko jest to samo. NIe wiem czy to oznaka tego, że podobają jej się te spacerki, czy czegos innego.. Ciekawe ;)

I dzisiaj znowu było lekkie rżenie przy zsiadaniu, heh... :)

 
07 stycznia 2008
Troszke lepiej ;)
Dzisiaj znowu wzięłam Buszmena na trochę na linę, tak w ramach sprawdzenia co działa, a co nie. Postanowiłam dać spokój grom bardziej "kontaktowym",a  skupic się na sugestii i tych nie wymagających bezpośredniego kontaktu.
Najłatwiej uniknąć ugryzienia, gdy się nie pcha w paszczę konia ;) A przy okazji nie wpycham się wtedy w niepotrzebne kłótnie.
I udało nam się bardzo fajnie spędzić razem czas, tzn. mnie i Buszmenowi ;)
Pomachałąm trochę kocek wkoło niego, ale stojąc tak raczej z daleka. Zwracałam uwagę na rzucanie się na koc ( i przed wszystkim na mnie :P) z zębami. Doszliśmy do zarzucania rozłożonego koca na grzbiet, ale tylko na chwilę. Jak chciałam zostawić na dłużej, to Buszmen zaczynał chodzić i byc coraz bardziej niepewny. Więc po prostu zarzuca,y i ściągamy za chwilkę ;)
Powtórzyliśmy przestawianie  w prawo gdy stoje przed nim, zaczęliśmy tez na lewo. Na lewo trudniej, na początku wystarczył mi tylko ruch głowy. Ale udało nam się zrobić jeden taki śliczny kroczek, ze skrzyżowanymi nózkami. Cudo ;) Poczekałam na żucie i przestałąm juz o to prosić.
Prosiłam tez o ruch po kole razem ze mną, stęp bez problemu, kłus średnio. Żeby się ruszył, tzreba się odpowiednio ustawić-> jak jestem za bardzo z przodu, to sie cofa zamiast przyśpieszyć :P Jak juz ruszy i zobaczy, że więcej od niego nie wymagam to jest ok i biegamy sobie ;) a potem ide na jego zad i sie okręca wokół siebie- fajnie mu to wychodzi jak na początki ;)
Prosiłam tez parę razy o przejście przez koc, poganialiśmy uciekający koc stępem trochę...
Ogólnie bardzo pozytywnie ;) Było parę sprzeczek, ale gineły w ogólnym spokoju i zainteresowaniu ;)
A wystarczyło prosić delikatnie i długo, zostawić trochę czasu na przemyślenie, pilnowac swojej strefy, i zostawić na razie w spokoju jeża i FG "bliskokontaktowe" ;)
Cieszę się, ze udało mi się szybko tłumić w sobie złość, i go czymś zainteresować. Bo wyglądał na zaciekawionego przeważnie ;)
teraz jakoś trzeba ta wiedze siostrze przekazać :P

 
06 stycznia 2008
...
Przyczłapały w końcu do mnie ochraniacze ;) Co prawda w końcu wybrałam brązowe, a nie żółte... Brązowe jakies takie przyjaźniejsze dla błota są ;)

Załozyłam na wolności, bez sprzeciwów jakiś ;), wzięłam Birme na linę i poszłyśmy się poruszać troszkę. na początku kobyłka bawiłą się w bociana tylnymi nóżkami, ale szybko się przyzwyczaiła :) Poprosiłam o kłus, trochę galopu i puściłam na trawkę podśniegową. Niech się poprzyzwyczaja we własnym zakresie ;)

Siostra z Buszmenem troszkę problemów miała, trochę się poczyścili, trochę pobawili kocykiem. Potem ja przejęłam kocyk na chwilę, ale nie męczyłam długo. Założyłam natomiast kantarek i próbowałam cofać i przesuwać przód stojąc przed koniem. Podczas cofania dużo prób gryzienia, trochę kłotni. Ale przynajmniej wiem, co trzeba zrobić. Najpierw przekonamy go, że nacisk na nos nie oznacza gryzienia, dopiero potem bedziemy prosić o ruch w tył. Za to dogadaliśmy się w kwestii ruszania przodu w prawo gdy stoję przed koniem. Bardzo fajnie i chętnie przesuwa się, jak już wie o co chodzi. raczej nie ma w nim woli zrobienia na przekór "bo tak", tylko niezrozumienie lub obrona przed presją. Po przesunięciu zabiera sie jeszcze do szturchania nosem, ale da się to wyeliminowac chyba ;)
Natomiast czasami ma takie "zawiechy" że nic go nie rusza.... ani lina, ani bacik klepiący np. w nogę
Ostra kłótnie też mieliśmy, mogłoby jej nie być jeślibym się tak szybko nie denerwowała za próby gryzienia. W każdym bądź razie podświadomie naprowadziłam go na belkę zawieszoną, i skoczył cwaniak :) Zachaczył nogami trochę, ale ładnie skoczył ;)
Równie denerwujące jak gryzienie jest wpychanie sie nosem, gdy stoje blisko niego. A podczas jeża nie da się stać daleko....

 
03 stycznia 2008
Troszkę zdjęć ;)
Rozchorowałam się, więc w domku siedzę. Przynajmniej do szkoły nie chodzę :P Ale do koni też nie.... Na długo nie ;) Na chwilkę zawsze wpadnę, czy to zanieść wody, czy siana, czy też zobaczyć dlaczego biegają po padoku.... ;)
Znalazłam parę zdjęć z mojej jeździeckiej "przeszłości", miło się wspomina :) Z racji chwilowego posiadania skanera i jako takiej nauki jego obsługi pochwalę się nimi ;) Chociaż w sumie nie ma czym... :P


To chyba jeden z "pierwszych razów", kiedy siedziałam na koniu dłużej niż chwilke ;) Na koniu ze szkółki w Ludowie, chyab to Kora jest.... A może i nie Kora.... Konie przysżły do Białego "na wakacje", taki niby obóz. Ale mi się micha cieszy ;)

 


Tu już w szkółce w Ludowie, na lonży na Helce. Ledwo mi nogi za tybinki wystają, a oni chcieli mnie nauczyć łydkę dodawać :P

 

Od czasu do czasu wybierałam sie na rowerku do sąsiedniej wioski, zeby pogłaskać, pooglądać, czasem nawet poczyścić konie takiego faceta ;) Śmiesznie wyglądam w tych spodniach zaciągnietych prawie pod szyję ;) Wogóle śmiesznie wyglądam.... ;P

 


Tu już "poważniejsze" czasy.... Łydka chociaz częściowo dosięga boków konia, można więc coś próbować :P Ja to ta z przodu, na gigantycznym koniu bojącym się prawie wszystkiego-> Osman mu na imię. teraz biedny jest prawie ślepy na jedno oko... Z tyłu Ramona- moją ulubienicą była ;) To były jedne z moich najlepszych wakacji, i chyba najmilej wspominanne "czasy jeździeckie". Nie licząc oczywiście jazd na własnym koniu ;)

 


A to zdjęcie Birmy zrobione w jakiś miesiąc czy dwa po jej kupnie. Chodzilam wtedy z nią na jazdy do miejsca ze zdjęcia poprzedniego. Wiem, wygląda jak krowa, i to w dodatku naćpana :P Na grzbiecie ma nasze eks-siodło. Było malutkie, ale wygodne-jak dla mnie przynajmniej... Tylko zjeżdżało dosć mocno do przodu, co zresztą widać. I ja wtedy tez trochę inaczej niz teraz siodłałam...

 

A tak wygląda Birma teraz ;) Tzn. prawie teraz, bo zdjęcia sa z jesieni jeszcze. Troszke jej sie przytylo, ale chyba sprawia wrażenie takiej sympatyczniejszej troszeczke ;) Albo chcę sobie tak wmówić :P Poza tym na zdjęciu wyżej jest czystsza, prawie ze aż lśni... A tu ot ;)

 

Mój "dlugopyski" koń ;)

         

Tu ślad po siodle widać :P Powinna być taka biała, jak tam ;) Podoba mi się, jak stawia uszka do przodu ;)

 

A tu z tej brudniejszej strony.... Nie będe się kryć, ze mam umorusanego konia :P Prawei jak kobyła w ciąży, heh.... ;)

 

A tu śliczny synuś, czyli koń, który jak stwierdził weterynarz, nadawałby się do filmu ;) Postanowił ufarbować sobie pęciny (gwiazdy w końcu paznokcie malują :P) w błotku panującym wszem i wobec.... ;)

 
 



 
01 stycznia 2008
Śnieg ;)
No to mamy Nowy Rok.... I to ze sniegiem :)
Tak, w końcu mamy biało ;) Napadało parę cm, i zrobiła się sympatyczna kołderka. Może nie za gruba, ale jednak :)

Dzisiaj już bez siostry, czyt. Buszmen miał wolne ;) No, prawie.... Rano troszkę się pokłóciliśmy jak wodę przynosiłam.

Z Birmą męczyłyśmy dzisiaj folię. Potykałam trochę tym konia, troche koło głowy pomachałam-> jest lepiej,ale dalej to wyzwanie, i to takie porządne ;)
Rozłożyłam na ziemi i poprosiłam o przejście. na początku małe obawy, ale jak juz raz się przeszło, to było lepiej ;) Nawet przeszłyśmy stępem i kłusem przez nią w CG :) Też była mała kłótnia, ale to nie przez folię-> kobyłka stwierdziłą, ze ona będzie stawać w jednym miejscu, bo tak taaaka fajna trawa spod śniegu wystaje :) I trawa ta była na tyle fajna, ze nawet karota można było trochę poignorowac... Nie znałam jej z tej strony ;)
W końcu się dogadałyśmy i w nagrodę poszłyśmy się popaść w to miejsce z fajna trawą, ale już za moją zgodą :P
Chciałam powtórzyć nasze niedzielne kłusowanie z nie odchodzeniem ode mnie i obniżaniem głowy, na początku tak średnio było..... ale chyba kobyłka zaczyna sie domyślać, o co chodzi ;) Co jakiś czas rozpraszaly nas lekko jakieś huki w okolicy.. Grr.... Mogli sobie w nocy postrzelać.
Przed usadowieniem czterech liter w siodle sprawdziłam tylko przesuwanie konia w rózne strony-> coraz lepiej działa :) Wsiadałam z opon, prosilam BIrme o ustawienei sie przy nich. Początkowo mały problem, ale juz po chwili zapaliła sie lampka :)
Strasznie dzisiaj podobał mi się kłus na początku, taki z głową w dole był ;) Nie za często do tej pory doświadczałam takiego czegoś, nie za bardzo wiem jak mam się zachowac, jak siedziec.... Trochę sie telepie, ale staram sie tak usadowić, zeby pokazac ze to właśnie jest ta fajna pozycja... Próbuję róznie, anglezowac, wysiadywać, przyjmować pozycje Pchającego Pasażera... Popsulam na chwilę ten kłus, ale udało mi sie go po jakims czasie odzyskać ;) Po paru krokach z głowa w dole prosiłam o zwolnienie, tak w ramach nagrody :)
Tak średnio z kolei szły nam przestawienia przodu i zadu... Jakoś gorzej niż ostatnio. Niby w większości szybka reakcja, ale jakoś tak to nie to do konca... I jedną poważną zawiechę kobyłka zaliczyła ;)
Na koniec chcialam podjechać do opon po carota żeby jeszcze cofanie poćwiczyć... I okazało sie tow yzwaniem :P Cięzko było w te opony trafić, caly czas je omijałyśmy z którejś strony ;) W końcu Birma dotkneła je nosem, zatrzymałyśmy się i było żucie-> chyba uświadomila sobie cel :) Co prawda bacika już nie wziałam. bo sie przewrócił i nie mogłam go dosięgnąć, ale do opon dotarłyśmy ;)
Pocwiczymy jeszcze trochę przesuwanie różnych części ciałka, i trzeba się zabrać za kierowanie... Bo cięzko jest trafić precyzyjnie tam, gdzie bym chciala :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz