niedziela, 15 sierpnia 2010

Kwiecień 2008

20 kwietnia 2008
Leniwie.... ?
Z powodu zbliżającego się nieszczęsnego maja obijamy się.

Do koni chodze na krótko, tak zeby posiedziec sobie z nimi i zrelaksować, pocieszyć sie życiem po prostu :)

Odbiję sobie po maturkach :))


Dzisiaj udało się wyskoczyć na dłużej z siostrą.
Przeczyścłam kobyłkę, trochę pobiegałyśmy na linie przełożonej wokół szyi i poszłysmy na trawkę. Swoją drogą ciekawe było to bieganie....
Jak Birma zrozumiała to "ograniczenie szyjne" to poprosiłam o galop. Dośc szybko dostałam, ale taki śmieszny.
Najpierw z brykaniem, potem normalny ale przeplatany intensywnie takim galopem z głową poniżej kłębu. Ciekawe...

Siostra z kolei miałą z Buszmenem mały dzien kryzysu, trochę rzeczy się im napsuło (nam niby tez, ale się nie liczy, bo byłam wystarczajaco cierpliwa i udało się rozwiązać na spokojnie :P).
Siostrze cierpliwosć uciekla, i fajnie było widac jak spokój działa na konie. Opanowała emocje i nagle zaczęło wychodzić. Wystarczyło deliaktnie, spokojnie poprosić :)
Fajnie idzie im już zakładanie kantara, Buszmen ma minę straaasznie skocentrowaną. Widac ze myśli, cały czas się zastanawia czy warto stać spokojnie, czy lepiej próbowac ugryźć. Stara się pilnowac chłopak :D

Wogóle w międyzczasie Buszmen wytarzał sie pod nogami siostry, tak bardzo pod nogami... Niesamowite, zwłaszcza ze go naprawde rzadko widuję tarzającego sie =)

Miałam też ciekawą sytuację z Birmą... Zaczęła się oddalać, ja zaczełam za nią isc, zagwizdałam i koń obrócił się w moją stronę. Przypadek czy nie??...

=)

 
14 kwietnia 2008
hm....
Z ziemi sympatycznie było dzisiaj.
Trochę cofania od naciksu na nosek, dalej różnie wychodzi. Staram się isc wolno pzrez fazy, dawać dużo czasu do myślenia.... raz wyjdzie na 1 fazę, a raz nie... Może za krótkie przerwy robię?

Zrobiłysmy par zmian kierunku  w stępie, i wprowadziłysmy nowosć- przejścia  w dół za pomoca karota.
Początkowo dużo przyspieszania, ale dużo w tym mojej winy- wyciągąłam rękę z bacikiem dokładnie tak, jak robię to przy przejściach w górę. Poprawiłam się i było lepiej.
Dłuuuuugie fazy, tak po pare kółek, i udawało sie zwolnić przy małej presji. A potem żucie :) Po dwa razy na każdą stronę, w tym raz do stój. Na spokojnie wszytsko da się zrobić :)

Trochę "wspólnego" galopu na rozruszanie i poszłysmy się siodłać.
Dzisiaj już troche gorzej niż wczoraj, ale i tak lepiej niż zazwyczaj :)
Na początku często wpadałyśmy  w niekontrolowany galop, ale jakoś udąło sie opanować. Ogolnie duzo pilnowania chodu było dzisiaj.
No i na koniec znowu skręcanie, też chyba za mało przerw robię. Trzeba się poprawic.

Ogólnie dużo pzremysleń odnosnie jazdy, tego jak ja siedze i kobyłka chodzi.

No i na koniec standardowo trawka :)
 
13 kwietnia 2008
I znów cudownie :)
Birma rozpieszcza mnie ostatnio ;) Co chwila jakiś cudowny prezent od niej dostaje.... ;)

Pobiegałysmy trochę na linie dzisiaj, galop na obie strony tak po połowie koła, po zmianie kierunku na każdą stronę w kłusie ( ślciznie wysżły =>), trochę cofania przez nacisk na nos-> ale tego ostatniego niewiele, bo muchy denerwowały.
Założyłam siodło (znowu odrobinkę dalej niż zwykle) i poszłyśmy na trawkę by czekać na koleżankę moją.

Znajoma przyjechała, wsadziłam ją na Birmę i powoziłam trochę. Ogólnie jestem raczej negatywie nastawiona do użyczania konia, ale przeboleję jesli mogę cały czas obserować co ten ktoś robi z koniem i wpływać znacząco na to. Pojezdziły troche po kole stępem i kłusem ( ze mną na drugim końcu liny :P), potem Birma spacerowała luzem za mna. Rozbroiła mnie kobyłka :) Cały czas czekała na moje wskazówki, niewiele sobie robiąc z tego, co tam ktoś robi na jej grzbiecie :)

Potem ja wsiadłam na chwilkę, i poczułam ze mam całkiem innego konia niż zwykle pod sobą. Miała wprost idealny kłusik, taki jaki starałam się uzyskać do niedawna.... Zdecydowałam się zdjąć na chwilę kantar z głowy, i tak się trochę powłóczyłyśmy pasażerując bez niczego :) Cudowne uczucie... Troszkę mi adrenalina podskoczyła jak Birma weszła w niechciany galop, ale zgodziła się zwolnić i zatrzymać, za co jestem jej niezmiernie wdzięczna. I dumna :)

Odprowadziłyśmy koleżankę kawałek i znów wdrapałam się na kobyłkę. I znów dostalam ten wprost idelany kłus :) Rozluźniony, bez lecenia na łeb na szyję do przodu, z głowką w okolicach kłębu lub nizej... Już daaawno tak dobrze mi sie nie anglezowało na niej :)
Ciekawe co wpłynęło na ten kłus dzisiejszy... Czy inna niz wykle pozycja siodła, to ze znajoma była średnio wygodnym jezdzcem a ja chyba odrobinkę lepszym ( i porównanie wyszło na moja korzyść w oczach Birmy :P), czy tez moze kobyłka odkryła dzisiaj podczas latania w kółeczko z jezdzcem ze taki kłus jest wygodniejszy.... Ciekawe :)
W każdym bądź razie dalej jestem pod wrażeniem tego kłusa, był CUDOWNY =D

Poćwiczyłyśmy odrobinkę skręcanie jeszcze, dostałam po skręcie w każdą stronę bez potrzeby łapania za wodze ;)
Sprawdziłam jeszcze jak wygląda nasze cofanie jednolinowe, nie było źle wiec sprawdziłam jak kobyłka zareaguje na stały nacisk na nos idący z dwóch wodzy. Udało się cofnąć, na tym skończyłysmy i zsiadłam :)

Czuję, ze zaczynamy iśc do przodu powolutku :))

Dla relaksu posiedzialam jeszcze z paszczakami na pastwisku, obydwa sa cudowne :)
 
12 kwietnia 2008
Rowy niestraszne nam :D
Znowu z siostrą się do potworów wybrałam dzisiaj :)

Siostra z Buszmenem krecili się tam gdzies, nie wiem co robili bo byłam zajęta moja śliczną :) W każdym razie udało się im założyc kantar i poleźli na trawkę na koniec.

Ja z Birmą trochę powolnościowałyśmy znowu :D Był kłusik, i obok mnie, i za mną/do mnie też parę razy się udało. Dostałam też po pare foule galopu na każdą nogę :) Nie był taki spokojny jak ostatnio, tylko z brykami i bardziej "chaotyczny", ale był. i mogłam kobyłke przywołac do siebie jak odbiegła trochę za daleko :) Strasznie dumna z niej jestem, i ciesze się ze doszłysmy tak daleko już :)
Poćwiczyłysmy trochę cofania od nacisku na nosie, powolutku, z długimi fazami. Chyba nigdy tak na serio tego nie rozwiązałysmy, najwyższa pora :)

Potem osiodłałam, już z tydzień minął jak w siodle nie siedziałam... Siodło wylądowało trochę dalej z tyłu niż zwykle. I sama nie wiem czy tak lepiej czy gorzej... Mi było zdecydowanie łatwiej wysiedziec sztywniejsze/szybsze kroki.  Ze strony Birmy sprzeczne informacje dostałam... Z jednej strony chyba bardziej nerwowo/szybciej niż zwykle chodizła, ale z drugiej o wiele częściej się rozluźniała i schodziła głową w dół... Spróbujemy jeszcze raz z siodłem w tym miejscu, moze sie rozjaśni bardziej.

Ogólnie trochę eksperymentowałam z liną/wodzami i długością strzemion dzisiaj.
Na koniec ruszyłysmy zadek w każda ze stron, i poćwiczyłyśmy skręcanie na lewo. Skończyłam na udanym skręcie bez użycia wodzy, ciekawe czy to był przypadek czy działanie przemyslane ;)

Dołączylismy do siostry z Buszmenem na trawce. Siostra pochodziła trochę koło rowu, ja tez podeszłam z Birma. Celem było tylko "powąchanie" wody, ale jakos strasznie szybko i bezproblemowo cel został osiągnięty.. Więc zaczęło kusić przejscie pzrez ta wodę straszną :)

Pzreskoczyłam, i nawet nie musiałam prosic Birmy o przejscie, sama wiedziała i sama próbowała :) Niesamowite, chyba ten rów skoroszowicki był momentem przełomowym :)
Jak Birma wsadziła noge wodę to oczy zaczeły mi sie robić okrągłe ze strachu.... Wiedziałam że wessie ją trochę, ale nie myslałam że aż tak.... Do połowy jej ta noga pod wodą zniknęła... Ja się przestraszyłam,a kobyłka się nie przejeła z abardzo. Po prostu się zebrała w sobie i wskoczył a na drugi brzeg :)
Dałam jej cały chlebek jaki mialam, to było niesamowite... Wogóle bez nacisku z mojej strony, ta po prostu... I z powrotem na drugą stronę to samo :) a jeszcze nadepneła na deskę ktora się zaczeła częsciwo wynurzać...

Strasznie mi się to podobało, i potwornie dumna z niej jestem :) I wdzięczna ze chciała za mną przejsć przez ten rów wciągający ;)

A Buszmen chyba sobie zakodował ze siostra jest "od niego". Jak idziemy we dwie to do niej lezie zazwyczaj :D Coraz bardziej zaczyna mi się podobać to jak ze sobą gadają :)

 
10 kwietnia 2008
=)
Dzisiaj polazłam z siostrą do koni.

Doszło do mnie hackamore, więc poprzymierzałam i popróbowałam. I chyba jest dobre, nawet wodze sa już jako tako wymierzone :P
W ramach przymiarki wskoczyłam na chwilę na oklep, było parękroków kłusa.... I tyle z "góry" ;)
Z ziemi był jakis jez, trochę galopu na linie, takie ćwiczonko na cofanie i podchodzenie.... I FG ze spryskiwaczem. Birma niby stoi, ale zamyka się w swojej skorupce. No i juz po zaprzestaniu psikania musze dosc długo czekać żeby z niej wyszła... Ale chyba się opłaca, wydaje mi sie ze jest trochę lepiej niz było :) Na razie tylko jedną stronę meczymy...
No i na wstępie było znowu troche biegania wolnościowego, kłusem dzisiaj. Cudowne uczucie jak koń godzi sie biegac z ludziem :)
Ogólnie trochę się obijamy  z Birma.... Dosc dawno nie jezdzilam, a z ziemi utknęłyśmy na cwiczeniu tego co już potrafimy. Trzeba wymyslić coś nowego... Na dobry początek zaczęłysmy od tego spryskiwacza :)

Siostra też zaczęła od biegania wolnościowego z koniem, w ich przypadku raczej niewielkie jest zagrozenie "urwania" się konia... Prędzej wbiegnięcia konia na człowieka :P
Długo nie pobiegali, ale mieli parę ładnych zwrotów, takich ładnych momentów ;)
Potem był proby zakładania kantara, ale kon stwierdził ze nie chce. Nie to nie, najwyżej nie pójdzie na trawkę poza pastwisko :P
Ciekawe jest to, ze był na "nie" jesli chdozi o kantar, ale trzymał się siostry i chodził za nią. Hm...
Posiedzieli sobie dzisiaj razem i podyskutowali trochę czasem ;)
 
09 kwietnia 2008
Trzeba brac tyle, ile dają... Nie więcej.
Kobyłka dalej obdarza mnie niesamowitymi prezentami ;) Staram się je przyjmować i nie wymagac więcej, brać tylko tyle ile daje.... Ale nie zawsze mi się udaje to. Czasem chcę za dużo. Dzisiaj tak było....

Poszłam się pomiziać trochę, ale oczywiscie jakies bieganie wspólne z tego wyszlo. Wolnosciowe ;) Początkwoo mialam duże problemy z wytłumaczeniem Buszmenowi, ze dzisiaj to nie z nim biegam. Się chłopak prężył i wciskał jak tylko mógł między mnie i Birmę, zwroty, bryki.... Załuję, ze jeszcze nie czuję sie na siłach żeby się bawić z dwoma końmi równoczesnie...
W końcu się koń trochę odczepił i biegał sam sobie, a ja zajęłam się kobyłką. Nie była super chętna do biegania, ale udało się namówić do kłusa ją. Raczej nie za mną, tylko obok, po takim niewielkim kole. Na bieganie za mną za mało chęci było trochę :)
Poprosiłąm o troszkę galopu i dostałam =D i to jaki cudowny, taki wolny, przemyślany.... 3 kroczki w lewo, ale wystarczy.
No i na prawo zrobiłam błąd.... Tu mi kobyłka zaoferowala jeden krok galopu, a ja sobie pomyslałm ze moze poprosze o 2 lub 3... Jaki to człowiek głupi jest czasem.
No i w końcu Birma się "urwała", i poleciały obydwa na grę. Zebrałam sie w sobie, polazłam po nie i zeszlismy na dół.
I tu drugi błąd. Chciałam za szybko zejsć, rozpędziliśmy się wspólnie do kłusa, konie zrobiły piękną rundę galopem i znowu się "urwały".... Cóż, powloklam się znowu z naimi.

Much się naroilo, poprosiłam wiec o trochę kłusa tak zeby zakończyć na czymś dobrym, no i zostawiłam... A było tak ślicznie...
Przy koniach nie wolno prosić o wiecej, niż one same chcą nam dać... Bez liny to wszystko jak na dłoni widać ;)

 
06 kwietnia 2008
Cudownie :)
Polazłam do koni tylko na chwilę, tak pryz okazji, ale jak już się tam znalazłam to dopadła mnie ochota na pobieganie sobie z nimi ;)

Rozbudziłam trochę Buszmena, wiedziałam ze podejmie zabawę :) Ślicznie wychodzą mu zwroty na zadzie, takie dynamiczne, z uniesieniem przodu. Cud, miód ;)
Chciałam zachecić Birmę do biegania, ale się oba na mnie wypieły i poleciały an górę pastwiska. Powlokłam się za nimi, trochę popieściłam i zeszłam na dół z kobyłką. Za chwilę dołączył do nas wciąż robiegany Buszmen ;) Co chwilę chciał do mnie podbiec i (chyba) zaprosic do zabawy, ale nie dałam sie :P

Za to dostałam cudowny prezent od Birmy. Nie dośc ze pobiegałysmy razem  kłusem, to jeszcze zgodziła się dac mi po parę kroków galopu na każda stronę ;) Tak bez liny, bez kanatra. Cudownie :)
NIe był to galop za mną, tylko taki jakby po kole- ja biegałam po mniejszym, a ona po większym. I trzymała sie mnie, nie uciekała. Kochane stworzenie ;)
Raz nawet zaofiarowała coś a'la zebrany kłus, taki wolniutki i z zaagażowaniem. Cudowny był :)

Na koniec posiedziałam trochę z nimi, kobyłka poczochrała mnie trochę wargami, starsznie przyjemnie było. Odchodziła i przychodziła :)

A od naszych potworów polazłam do potworów znajomej-> złożyć drugą wizytę młodziutkiej klaczce ;)
 
Zaległosci...
Ostatni tydzień był dosc ubogi w sparwy końskie, a to z powodu prezentacji nad którą trochę poślęczeć musiałam....

Jeszcze przed tym tygodniem, w niedzielę, wybrałam się w konne odwiedziny do Heni ;)
Skoroszowice okazały się być dalej niz sądziłam, parę razy zjeżdżałam ze szlaku, nie zawsze wiedziałam gdzie jestem, ale dotarłam. I był i stęp, i kłus, i galop, Pełny zestaw ;)
Przypomniało mi się jakie tereny konne sa cudowne, dawno już nie byłyśmy...
Na miesjcu czekał na nas komitet powitalny, poszwędaliśmy się trochę po lesie, napotkaliśmy straszny rów z wodą ( naprawde straszny był...), pokręciliśmy  po ujeżdżalni i do domku.  Birma zachowywała sie lepiej w towarzystwie niż myślałam, ale odwieczny problem wjeżdżania w zady nie zniknął.
W drodze powrotnej kon mi zwiał juz blisko domu, jakiś mił pan mi ją zatrzymał :D Heh, znowu moja wina.... Cóż, za mało ostrożna jestem.

Na następny dzień poszłyśmy się relaksacyjnie rozruszac naziemnie. Było dużo trawki, trochę galopu na łace, jakieś rowy ale bez wody tym razem, łażenie po górkach i dużo wspólnego wędrowania z liną przerzuconą przez grzbiet. Czasem sżłyśmy razme, czasem kobyłka trochę prowadziła,  a czasem szła w pewnej odległosci za mną. Ale wszystko zgodnie i miło. Tylko jakies takie zmęczone wróciłyśmy :P

Potem przerwa "bibliograficzna", nie podoba mi się ta matura ;/

No i dzisiaj w koncu powrót do koni, ale z siostrą :)
Ja trochę pobiegałam z Birmą, jakaś taka "śnięta" była. Stwierdziłam ze trochę za dużo robimy zabaw statycznych, a za mało tych dynamiczniejszych. Wsiałam na trochę na oklep, z prób kierowania za wiele nie wyszło ale popasażerowałysmy sobie.
Śliczny kłsu był początkowo, ale chyba za dużo chciałam i pod koniec machanie głową takie zniecierpliwione doszło...
Udało nam się zrobić dzisiaj wyjątkowo głęboki jak na nas rozciaganiowy skłon ;)
No i potem dołączyłysmy do siostry i Buszmena pasących sie nieopodal.

A oni coraz lepiej sie dogadują. I chyab zaczynają sie tak naprawde wzajemnie lubić, strasznie się ciesze ;)
Wyszlisym dzisiaj troszkę dalej na trawkę, stopniowo będziemy oswajać pobliskie tereny ;)
Buszmen całkiem spokojny był, a jak nie był to się szybko uspokajał.
Mieli chwilkę kryzysu, walaszek się wysmyknął i pobiegał sobie, a siostra musiała wykombinac sposób na złapanie go :P
Na koniec pobiegali sobie trochę luzem, takie lekkie próby zakłusowań na rozruszanie. Ciekawe ze siostra boi się biegać z nim na linie, a luzem to sprzeciwów nie zgłaszała...

Wogóle dzisiaj jakoś tak pozytywnie było. I nie mecząco mimo wszystko ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz