niedziela, 17 lutego 2013

O tym, co robimy teraz :)

Właśnie kończę wolne (niestety...), więc było trochę więcej czasu dla koni :) Zaczęłam powolutku wszystkie ruszać.

Z Birmą jeździmy w tereny lub się lonżujemy. Lonża na kawecanie, oczywiście bez wypięcia. Trochę ustępowań, galop (jak są warunki to mocno do przodu, jak nie to wolniej), no i kłus- świetnie się już kobyłka rozluźnia, całe koła idzie  z opuszczoną głową :) Dalej nie jest to idealne rozciąganie, ale przynajmniej nie zadziera głowy no i grzbiet trochę się buja :) Zauważyłam, że świetnie na nią działają przejścia kłus-galop. Galop jest wtedy coraz bardziej okrągły i spokojny, w równowadze, czasami nawet wtedy parska :)
Zaczęłam tez prosić o jazdę na kontakcie w stępie (o ile można mówić o kontakcie bez wędzidła ;) ). Myślę, ze fajnie zaczyna nam to wychodzić- ja zaczynam ją czuć rękami, ona nie traktuje tego jak kary. Do ustawienia jeszcze daleko, ale dla nas to i tak wiele :)

Z Buszmenem tylko klikam. Znów mam ambicje na oduczenie go gryzienia- więc na początek tylko ćwiczymy zakładanie kantara tak by nie gryzł. Jak jest dobry dzień to jest fajnie, jak jest zły dzień to muszę parę razy do niego odchodzić żeby się opanował. Ten koń to ogromne wyzwanie dla mnie.
Jak jeszcze nie miałam ambicji na oduczanie gryzienia to chodziliśmy na krótkie spacerki bez liny- najpierw potwór biegał po ugorze koło pastwiska (przybiega na zawołanie! :D ), a potem zwiedzaliśmy najbliższe otoczenie- raz szedł za mną, raz przed, czasem się oddalał na bok. Tak, jak mu pasowało. Dużo lepiej reaguje na takie spacery niż jak jest przyczepiony do mnie liną.
Niestety, raz wlazł na lód a ja nie zdążyłam go odciągnąć- i wylądował w rowie z bagnem. Trochę w nim poleżał zanim wyszedł, ale w końcu wylazł i nic złego się nie stało. Nie powinnam dopuścić do czegoś takiego, ale skoro już się stało to chyba muszę wyciągnąć z tej sytuacji jakieś wnioski. No i jest między innymi wniosek pozytywny- mamy więź silniejszą niż myślałam, no i  nie jestem jakimś tam byle jakim człowiekiem w jego oczach- zdecydowanie jestem kimś ważniejszym od innych ludzi :)

Dolce dopiero baaaardzo powoli "uruchamiam"- tylko sobie stępujemy na lonży. To też koń wyzwanie- niby grzeczna, ale kompletnie jej nie rozumiem. Mam parę pomysłów na prace z nią, nie wiem czy przyniosą efekt- bo jej nie rozumiem ;)

sobota, 2 lutego 2013

Co się u nas działo?


Co się działo przez te pół roku... No, trochę się działo.

Zdjęcia marnej jakości, ale są... ;)


Po kolei, to co pamiętam ;) :
- wyjście z końmi do Nowolesia. Oczywiście zasługuje na osobna notkę, ale to najpierw muszę dostać jakieś zdjęcia... Mało ich było, ale jakieś tam były ;)
- kurs masażu z Pauliną Puchałą w Akademii. Nic skomplikowanego, i w sumie nic nowego- ale zawsze to lepiej jak ktoś coś podpowie. Szkoda tylko, że tak ciężko się zmobilizować żeby to robić regularnie... bo wierze, że daje efekty. Tylko żeby te efekty były to trzeba regularnie stosować.
- "kury 3" w Stokrotce -> czyli "Wszechświat, życie, wszystko". Tym razem już bez kur, za to praktycznie o wszystkim ;) Czyli jak w tytule- również trochę o nas, ludziach :) Jak zwykle dużo do przemyślenia.
- Festiwal Cohabitat Gathering, czyli praktycznie o wszystkim ;) I o budownictwie naturalnym, i o społecznościach, i o żywności... Bardzo dużo ciekawych tematów, o których w sumie nic nie wiem ;) Kiedyś trzeba się w to zagłębić... Ciekawe kiedy?
- konsultacje z Gerdem Heuschmannem na Partynicach... Oj, jak ja dużo z tych ćwiczeń pozapominałam... Dobrze jest czasem posłuchać parę razy tych samych ludzi :) Jak zwykle fajne zmiany w koniach, jak zwykle świetne tłumaczenie biomechaniki. I jak zwykle- niestety Gerd jest dużo lepszym trenerem niż jeźdźcem. Ale i tak go uwielbiam :)

To chyba tyle ze szkoleń na których byłam... W tym roku oczywiście plany na następne, czasem zapominam jak bardzo lubię się dowiadywać nowych rzeczy ;) A jaka motywacja do pracy potem jest!

Teraz trochę o koniach :)
Dolce- ostatnio nie pracujemy, niestety kaszle od jakiegoś czasu. Oczywiście jest pod stała obserwacją, ale coś do końca ten kaszel nie chce ustąpić. Planuje ją powolutku zacząć ruszać z ziemi, ale zobaczymy jak to wyjdzie. Jeszcze jesienią była raz w terenie z moimi ko9nmi, fajnie się zachowywała :)

Moje grubasy tez miały przerwę od listopada- ale ostatnio wzięłam się już za nie :)
Przed przerwą z Birmą dużo jeździłyśmy, i po pastwisku, i w tereny. Pierwszy raz od paru lat miałam okazję zobaczyć, jak mój koń chodzi pod innym jeźdźcem- było to niesamowite doświadczenie, zwłaszcza jak na początku szła bokiem zamiast do przodu :P Podniosło to trochę wiarę w to, co potrafimy. No i nawet Adaś do nas przyjechał- chciałam sprawdzić, co powie o Birmie siedząc na niej. Trochę zebrałam komplementów, nie powiem ;) Birma bardzo się starła, choć było to dla niej trudne- wymagał w końcu więcej niż ja. Oczywiście dużo do dopracowania, głównie z mojej strony. Ale udało się coś w co nie wierzyłam że się da osiągnąć w trakcie jednej jazdy- Birma odpuściła w potylicy! A więc znów praca głównie dla mnie.
Na Buszmena trochę wsiadałam, trochę klikałam z ziemi. Z siodła udało mi się osiągnąć dość fajny stęp, zakręty i początki chętnych zakłusowań. Oczywiście co jakiś czas przeginam, i wtedy się wszystko psuje... No ale cóż, i ja super jeźdźcem nie jestem, i on super łatwym koniem tez nie jest :)

Myślę, że tyle tego tasiemca po przerwie wystarczy :) Następnym razem opiszę to, co aktualnie robimy :)

Dobrego zdjęcia Dolce niestety nie mam... Jakiś czas temu wszystkie miały fazę na bieganie, ganiały się co najmniej raz dziennie- i oczywiście ani razu nie miałam wtedy aparatu ;)