niedziela, 15 sierpnia 2010

Luty 2008

27 lutego 2008
Ujeżdżalnia

Jak szłam do koni było ładnie, jak dotarłam zaczęło wiać..Dzisiaj nie dałam za wygraną, wiatr mnie nie odstraszył :P
Po odkurzeniu konia (takim symbolicznym oczywiście, zeby wyrzuty sumienia uspokoić ;>) polazłyśmy na ta bardziej stromą częśc pastwiska. Pochodziłysmy troszkę razem, Birma pierwsza, ja za nią :) Fajnie wychodziło, załozyłam kantarek i zaczęłysmy uczyć się tego samego z drugiej storny, czyli prawej. Jakieś tam nieporozumienia sie zdarzały, ale na lewą stronę na początku pzreciez też tak było. Ważne, ze ogólny zarys mamy, przy dobrych lotach udaje nam sie skręcać i "do mnie", i "ode mnie".
Po pozwytywach przyszedł czas na to mniej przyjemne. Okazało sie, ze trochę chodzenie i kłusowanie za mną się popsuło. Po łuku/kole ok, ale za mną?? Nieee.... Moze to wina lekkiego podekscytowania Birmy, nie wiem.... Swoją drogą jez na zadzie też chyba wygląda gorzej niż kiedyś. Ciekawe....

W każdym razie pociągałam trochę BIrmę za sobą i poszłysmy sie siodłać. Ruszamy na ujeżdżalnię, już częściowo ogrodzoną ;)
Jakiś kłus po drodze, pasienie.... takie bzdety. Na miejscu wiało okrutnie, zastanawiałam się jak będzie wyglądać nasza współpraca (lub jej brak) jak wlezę na konia. Okazało się ze nie było tak źle :)

Ale najpierw zwiedziłyśmy teren z ziemi, nawet przekłusowałyśmy razem po obwodzie. Co ciekawe wyszło lepiej niż wcześniejsze próby na pastwisku...
Jako ze był spokój ( taki ponad moje oczekiwania nawet :P) dosiadłam rumaka. Najpierw musiałam go namówić, zeby sie pode mnie podstawił :D

Powłóczyłyśmy się trochę stępem, tak na rozeznanie terenu.
Zaskoczyła mnie kobyłka dzisiaj też, nie goniła tak w kłusie ;) Przynajmniej dopóki sie nie rozkręciła.... Ale i tak byłam w stanie "przywołać ją do porządku".
I znów czułam sie na tyle pewnie że pokusiłam się o galop ;) Parę pierwszych kroków było super ( w każdym nawrocie zresztą), potem się kobyłka rozkrecała trochę, a ja zaczynałam sie rzucać po siodle. 
I tak to jest sukces dla nas. Te parę pierwszych kroków w miarę spokojnych, i zatrzymanie szybsze niż po paru okrążeniach.  No, i moja pewnośc siebie :P
Jak będziemy regularnie cwiczyć, to w końcu wszystkiego się "naumiemy" :)

Jeszcze tylko musze znaleźć sposób, w jaki będę mogła zachęcić kobyłkę do spuszczenia głowy w kłusie pod siodłem... Hm... Dostałam dzisiaj raz takie "zejście", właśnie na tym jazdę skończyłyśmy.

Birma sie spociła dzisiaj :) Nie myślałam, ze dożyję jeszcze takiego momentu :D

Na koniec rozciągania jeszcze trochę było, utrudnionego bo na ujeżdżalni, czyli terenie średnio znanym z czynnikami rozpraszajacym,i w postaci psów i wiatru.

Byłam dzisiaj dumna z kobyłki, naprawde się skupiła na mnie mimo tego wiatru :) Myslałam, ze nie uda się to, a przynajmniej ze nie w takim stopniu ;)


25 lutego 2008
Coraz lepiej :P

Dzisiaj wzięłam kobyłkę w obroty. I takie porządne te obroty wyszły :P
Dotarłyśmy wolnościowo ( tradycją się to robi :P) na dół pastwiska i zabrałam się za czyszczenie. Wyciągnęłam zakurzony "psikacz" do ogona i popsikałam co neico. Nie było tragicznie, ale już po kobyłka musiała odreagować i przebiegła się kawałek. Trzeba przypomnieć sobie FG z psikadłami :)
Pobawiłyśmy się trochę wolnościowo z folią, było zarzucanie na grzbiet, machanie, próby przejścia po (jedna udana :P), i nowość- stępik z folią na grzbiecie. Nie był to całkowity luz, ale dla "niewprawnego" oka tak mógło to wyglądać. Co nie znaczy że ja mam "wprawne" oko :)
Udało nam sie też wolnościowo pochodzić w strefie 4/5, ze skrętami w obie strony ;) I mogłam kobyłkę w kłusie do mnie przywołać. Ha, idziemy do przodu :D
Pomęczyłam jeszcze CG i przychodzenie do mnie, w ramach przygotowań do zmian kierunku. Na lewo super, mała sugestia i koń przy mnie, schodzenie głową w dół co chwila na kole. Za to w prawo gorzej.
Co jakiś czas mamy takie dni, że przypomina nam się, ze prawa strona to ta "gorsza". I dzisiaj to własnie nam sie przypomniało. Jako że popsuło sie odsyłanie na prawo i ruch w tę stronę, to tropienie też poszło w las. Cóż, zdarza się... Jako tako sie dogadąłyśmy co do keirunku, przywołalam w kłusie i dałam spokój.
Mimo wszystko cały czas jestem pod wrażeniem tego, jak łatwo Birma przychodzi do mnie w kłusie :) I tego, ze potrafi utrzymac już pełne kolo w galopie. To ostatnie wyszło jakos samo z siebie, nie było zamierzone. Czyli moge prosić o coraz więcej :)
Ciekawe było to, ze kobyłka przebiegła raz galopem przez folię- a jest czasami problem z przejściem przez nią stępem.
Jeszcze jedną zmianę zauważyłam :) Jak Birma zachaczyła się nogą o folię i pociągnęła za sobą to nie było panicznego odskoku jak kiedyś- już nie pzrejmuje się tak folią otaczającą nózki ;)

W końcu wsadziłam pupę na konia, na oklep znowu. Pomęczyłam trochę przestawienia przodu i zadu-rewelacji nei było. Przy zgięciach bocznych na lewo kobyłka się zacięła- najpierw było super, a potem jakas blokada. Nie wiem skąd, nie wiem jak przez nią przejść. Doprowadziłam do "stanu" używalnosci i zostawiłam, moze się samo naprawi?
Poprosiłam też o parę kroków  w tył, nowośc dla nas- trzy ładne na początek wystarczą :)
No i ruszyłysmy przed siebie. Było troszkę wiecej klsua, moemntami taki mięciutki jak ostatnio, moemntami bardizje "rzucający". Cóż, musze nauczyć sie wszystko wysiadywać :) Czułam się na tyle pewnie, ze pokusiłam się o parę kroków galopu.
Na oklep, na kantarku, na koniu który się kiedyś nie chciał na wędzidle z galopu zatrzymać i w dodatku brykał jesli dawno juz nie galopowałam. A dawno nie galopowałam. Miałam wiec w glowie całkiem prawdopodobną wizję upadku. Ale ochotę małam straszną :)
I żyję :) Nie było tego dużo, trzy nawroty po pare foule, ale było niesamowicie ;) Troszkę latałam, ale Birma mnie zaskoczyła. Nie wywyiozła mnie, a dałam jej możliwosć wyboru trasy. I sama się zatrzymywała po tych paru foule. Nie mogłam uwierzyć że to ten sam koń ;) Czuję że coraz lepiej jest, zeby nie zapeszyc tylko :)
Na koniec rozciągnęłysmy się oczywiscie, podoba mi sie to. Jak sie trochę podszkolę to jeszcze masaż wprowadzimy ;)

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Sprawy tzw. organizacyjne.
Z powodu zbliżajacego się maja, i nieszczęsnych egzaminów podobno najwazniejszych w życiu, powinnam w końcu na serio zasiąśc przed książkami.  A nie przed monitorem.
W związku z powyższym odwiedzać Waszych blogów i większości for/stron nie będę. Mam nadzieję ze pod koniec maja zacznę nadrabiac zaległosci, bo wiele się od Was uczę.
Jak będzie z moim blogiem jeszcze nie wiem. Jak czasu starczy to aktualizowac będę, jak nie to "odwyk" do drugiej połowy maja.
Dostępna będę oczywiscie pod numerem gg i przez maila, poprzez kometarze pod notkami raczej też.
Pozdrawiam ;)


24 lutego 2008
U wałaszka :)

W ramach konca ferii namówiłam siostrę na "wycieczkę" do Buszmena. Oj, koń miał w sobie energii trochę...
Jako że siostra bała się tej energii, przejęłam konia i podjęłąm się "spuszczenia" nadmairu sił, tak żeby ten drugi ludź odwazył się z koniem coś porobic.
Na początku trochę sie obawiałam że oberwę z kopytka, ale już po chwili byłam tylko ciekawa co się zaraz stanie. KIedyś bałam sie jak koń mial za dużo energii, teraz jest to dla mnie swego rodzaju wyzwaniem i okazją do sprawdzenia siebie. Fajne to takie :)
Początkowo prosiłam o kłus na linie, ale szybko zmieniłąm strategię. Buszmen miał za dużo energii na tak krótką linę, a długiej nie miałyśmy przy sobie. Puściąłm więc potwora wolno i dałam sie wyszaleć.
Tu pokazął co potrafi :) Wystarczyła niewielka zachęta a B. wpadął w galop, bryki, ganial psy... OJ, ale ślicnzy był momentami, jak zbierał się ;)
Jak już się zmeczył troszeczkę pochodziliśmy trochę w stępie, udało sie zrobić parę zmian kierunku na kole, tak sympatycznie. Konie cały czas mnie zadziwiają, są niesamowicie spostrzegawcze. Testowałam go troszkę, sprawdzałam na ile zwarca na mnie uwagę. Gdy wydawął się czymś mocno zainteresowany robiłam niewielki ruch, a on za chwilę na niego odpowiedał. A wydawałoby sie że mnie nie zauważa :P
Buszmen nie jest koniem, na którego można "krzyczeć". Zaczyna się wtedy złoscić i cała wspołpraca "ucieka". Ale gdy używa sie "niskich" faz i delikatnych sugestii to wszytsko idzie super. Może jego odpowiedź nie jest natychmiastiowa, ale w koncu następuje, bez niepotrzebnej złosci :)
Ubrałam potworka w kantar i przekazałam siostrze. Poprzestawiała trochę przód stojąc przed koniem. W lewo konio się ociąga, w prawo rusza przód ale zaraz potem rusza też do przodu. Ale jakoś dają radę :) Podprowadziła siostra jeszcze wałaszysko do sianka, lekko przeczyściłyśmy ale tylko trochę bo potwór zaczął sie trochę denerwować, a już było późno i nie chciałyśmy wojny rozpętywać.
Całkiem miło było, i baaardzo ciepło :D Pogoda dziś wprost wymarzona była.

Byłyśmy dzisiaj też trochę pomóc znajomej, ogradzamy ujeżdżalnię :) Moze w koncu znajdzie się prosty i ogrodzony teren do jazdy :)


19 lutego 2008
I znowu po przerwie

No to wracamy po dośc długiej nieobecności ;)

Konie od paru dni jakieś takie poddenerwowane po apstwisku chodzą, dzisiaj tez takie wrażenie sprawiały... Birma "urwała" mi się parę razy podczas wolnościowej wędrówki w dół pastwiska, popatrzyłąm sie za nią, westchnęłam i ruszyłam po uciekającego konia :)
Cieszy mnie to, ze zmieniło sie we mnie podejscie. I cały czas się zmienia. Kiedyś się strasznie denerwowałam jak koń mi się "urywał". Teraz już nie ;) Po prostu robie swoje. "Odbiegłaś sobie? OK, spróbujemy jeszcze raz ;)"

Było dzisiaj dość dużo FG z karotem, i w stój, i w stępie, i w kłusie. Na początku nawet leżący string okazał sie straszny, nie było czegoś takiego dawno już.... Ale jakoś to opanowałyśmy ;) Widze po kobyłce, że dalej ciężko jej jest zaakceptować bata tak do końca, cały czas jest jakeiś leciutkie "ale". Chociaż stara się ;) Dużo czasu dostała dzisiaj na odstresowanie się, pomemłała sobie sznureczek od mojej kurtki, miała taki dziwny nastrój jakiś.. Ale udało nam się go pozbyć, nawet nie wiem kiedy :)

Ogólnie dużo dzisiaj zrobiłśmy. Przypomniałyśmy sobie prowadzenie ze strefy 4/5, ładnie nam już skręty wychodzą, i do mnie i doe mnei. Zostaje nam jeszcze na drugą stronę poćwiczyć. Trochę było galopu, ale niewiele, wystarczy na "po przerwie". Za to przypomniałysmy sobie przywoływanie do srodka koła w kłusie. I tu bardzo fajny prezent dostałąm :) Bezproblemowo kobyłka do mnie przybiegała, na delikatny sygnał z mojej strony. A kiedyś przecież problemy z tym były :P

W międzyczasie jeszcze popracowałyśmy nad stępem trochę. Chodziłyśmy sobie wkoło pastwiska zmieniając tempo. Mozemy isć baaaardzo wolnym stępem,ale z  tym bardzo szybkim to już problem mamy. Troszkę poświczyłyśmy i momentami dostawałam taki naprawdę fajny, energiczny stęp :)

Troszkę rozciągania nóżkowego i grzbietowego ( coraz głebiej nam się udaje :P), i podstawiamy się do płotu ;) Powoziłam sie troszkę na oklep, trochę stępa, kłusa, jakieś FG z carrotem. Przy FG co ajkiś czas czułąm na pupie jak kobyłka się spina, ale było dobrze, zwłaszcza że kiedyś nie dało się na niej z batem jeździć.
Strasznie mi się kłus podobał, lepiej mi się jeździ na oklep niż w siodle, ani ja, ani koń się nie spinamy i tak miekko jest ;) Ale rozluźnienie w siodle tez opanowac trzeba...

Jeszcze jeden prezencik od kobyłki dostałam :) Mogłyśmy się zatrzymać z kłusa na sam wydech z mojej strony, bez dotykania liny. NIe była to reakcja natychmiastowa, ale była. Strasznie mi sie to podobało :)

Na koniec rzuciłam sianka jeszcze i przeczyściałm trochę Buszmena. Ładnie stał, nawet ogon mu jako tako wyczesałam :P

11 lutego 2008
Troszkę czasu w siodle w końcu

Dzisiaj w końcu pojeździłam trochę ;)
Ale zanim pojeżdziłam to pobawiłysmy się z ziemi. Mialam wrażenie, że kobyłka miałą taki dziwny humor trochę... Ale trochę jej przeszło później ;)
Powtórzylyśmy zaczęte ostatnio FG z karotem w ruchu, kłus dzisiaj odpuściłam, ale w stępie pochodziłysmy z latającym kijkiem. Coraz lepiej jest, coraz mniej spiecia a więcej "olewania" ;)
Pobiegałyśmy razem, trochę kłusa, galop jakis... Galopu dużo było jak na nas, kobyłka się zdąrzyła podekscytować nawet troszkę. Zaskoczyła mnie tym, że potrafiła długo utrzymac ten galop na moją prośbę, kiedyś nie było czegoś takiego ;)
Dzisiaj dla odmiany porozciągałysmy się na chlebek, a potem przypomniałyśmy sobie grę na "przyciąganie". Dzisiaj już bez ogrodzenia, wychodziło,  i nawet w kłusie udało się nam zrobć ;) Trzeba popracować jeszcze nad energią przy cofaniu, bo na razie takie rozwleczone jest :)
W czasie siodłania nieprzyjemny incydent miałyśmy.  Kobyłka stwierdziłą, ze mnie ugryzie, ja odruchowo lekko pacnęłam ja w pyszczek.. Ale mi sie głupio zrobiło.... Tym bardziej że momentalnie zobaczyłam, jak zamyka się w sobie... Dużo energii wkłądam w to, żeby własnie zachęcić ją do "wyjścia" z siebie, kiedyś dość mocno "zamknięta" była... Dobrze, ze dosc szybko udąło mi sie ją z tego stanu wyciągnąć, w sumie to kawałek chlebka nam pomógł troche...
Po przeprosinach podstawiłyśmy się do wsiadania i poruszałyśmy trochę przód i tył. Było trochę ruszania tam gdzie nie chciałam, ale ogólnie jest dobrze. Zadek ruszamy w miarę lekko, z przodem gorzej, ale wiem że to trudne jest. Postępowałyśmy trochę, pokłusowałyśmy, z liną i z prawej, i zl ewej strony. Jakiś nieplanowany galop tez się trafił... Zdziwiłam sie że bez brykania, i ze mogłam łatwo go przerwać. Wiec w porządku. Tylko ja sie tragicznie trzymałam... W sumie to sie wogóle nie trzymałam, cała po siodle latałam ;/
Kłus momentami był fajny, momentami nie.... Ale mogłam z łatwością zatrzymać kobyłkę, czy też zwolnić. Wymęczyłam ja trochę tym kłusem... Cały czas szukam jakiejś dobrej pozycji. Czy z wysokim anglezowaniem, czy z niskim, z podwinietym "ogonkiem", czy też nie.... Moze  w końcu znajdę ta właściwą.
Na razie chyba skończę z kłusmai na pastwisku. Krzywo jest, a my nie mamy jeszcze na tyle wyrobionej wspólnej równowagi żeby spokojnie z górki zjeżdżać czy brać zakręty na pochyłości. Najpierw musimy się na równym zgrać ;) Postaram sie chodzić do znajomej na ujeżdżalnie na razie. Mam nadzieję ze szybko ją ogrodzą, bo tak się pewniej czula będę...
Dzisiaj parę razy zachowałam sie nie fair siedząc na kobylce, nie dosc że prosiłam o coś, na co jeszcze nie jesteśmy gotowe, tow dodatku zdenerwowałam sie że BIrma tego nie wykonuje... Zła jestem na siebie....
Ale chyba mi kobyłka wybaczyła bo pokręciła sie w koło mnie jak ją juz wolno puściłam. Dobrze, ze konie wybaczać potrafią :)


10 lutego 2008
Ferie ;)

Ferie!!!! ;D
Niestety całych na konie nie wykorzystam... w sumie to nawet mniejszą częśc przy koniach spędzę... Ale postarm sie wycisnac z tego tyle, ile sie da ;)

W sobotę śliczna pogoda była, aż się chciało na dwór wyjść ;) Porozkłądąłam drągi, jakąś przeszkódkę małą, przyniosłam to co miałam przynieść, i ruszyłam po konia ;)
Zaczęłyśmy od przejscia przez przeszkódkę razem, na wolnosci. Trochę namawiania było, ale udało się na dwie strony przeczłapać ;)
Dużo rzcezy robiłyśmy ;) Przypomniałyśmy sobie chody boczne nad  drągiem,  trochę galopu po kole było, powtórka z "nowego" ćwiczenia na poprawę przyciągania, skoki na kole (jeden z takim głośnym stęknięciem :P)... Oj, trochę tego było ;)
O rozciąganiu też nie zapomniałam, wprowadziłam też "nowe" rozciąganie, tym razem całego konia  a nie tylko nóg. Takie "na marchewkę". Zobaczymy jak sie to rozwinie, na razie takie bardzo łakome i chaotyczne jest.
Miałam zamair pojeździć, ale pomyślałam ze możemy połamać schematy troszeczkę :)
Osiodłałam, i poćwiczyłyśmy podstawianie się do wsiadania. Fajnie nam to już wychodzi :) Powsiadałam, pozsiadalam, i rozsiodłałam ;)
Od czasu do czasu sa potrzebne takie "rzcezy", które zaskoczą konia i przełamią pewną rutynę. Ale za jazdę i tak trzeba się w koncu zabrać.

Dzisiaj natomiast wyciągnęłam siostrę do Buszmena znowu. Pobyli ze sobą tak bardziej na odległość, zeby nie prowokować niepotrzebnie. Jakie prowadzenie z boku konia, łażenie za kocykiem, przestawianie przodu z pewnej odległosci.... Czasami Buszmen łapał "zawiechę" i cieżko było go stamtąd wyciągnąć :) Zabawny jest, jakoś sobie radzą :)
Birma pozaczepiała mnie trochę, poodpinała rzcezy, pozuła kurtkę... Chyba jeszcze nigdy tak mnie nie zaczepiała :) Ale wszystko w taki sympatyczny sposób. Porozciagałam ją troszkę, ale tak delikatniej niż zwykle bo bez rozgrzewki wstępnej. Troszkę nóżki i znowu za marchewką-skubana cofała sie zamaist się mocniej wygiąć troche :)
Wogóle tak sympatycznie mi sie zrobiło, jak po prostu stała koło mnie gdy ja obserwowałam siostrę i Buszmena. Miłe to bardzo jest :) W końcu i tak sobie poszła, ale i tak dużo mi dzisiaj dała tak od siebie :)


06 lutego 2008
Po przerwie znowu...

Uff, w końcu się wyrwałam do koni jakoś ;) Ostatnio mam trochę rzeczy na głowie, i takich "niekońskich", i takich stajenno-pastwiskowych które trochę czasu zabierają niestety...
Polazłyśmy z Birmą wolnościowo, poprosiłam o kłusa trochę, na początku ok, ale potem chyba za dużo chciałąm i koń mi sie urwał ;) Jak robimy coś w stępie na wolności to jest ok, nawet boczne bez ogrodzenia nam wychodza... A jak prosze o "podkręcenie" tempa, to koń mi się urywa.... Hm... Chyba na razie nie będziemy próbować, tak zeby "w krew" za bardzo nie weszło ;)
Jak już się sprowadziłyśmy z powrotem wolnościowo to przeczyściłąm kopytka, założyłam kantarek, i poprosiłam o kłsuik na długiej linie. Miło, na większym promieniu Birma też co chwilę schodzi główką w dół. Chyba weszło to "w krew" na stałe. Ale dumna z nas jestem ;) Mój "wysokogłowy" koń kłusuje z głową w dole ;D Co prawda nie cąły czas, ale widac ze się stara, i że szuka tej pozycji dla mnie ;) Utrwalimy to trochę jeszcze, i zacznę zwracać uwagę na prace zadu i przekraczanie nóżek niedługo ;)
Co jakiś czas deszczyk zaczynał kropić, a kobyłka jest na to strasznie wrażliwa... Mimo, że nie lubi iść "pod deszcz", to na moją prośbę to robiłą. Widac było, ze wolałaby jednak nie, ale robiła to dla mnie, a przecież nie przekonywałam jej mocno ;)
Porozciągałyśmy nóżki troszkę, i zabrałyśmy się za całkiem nowe ćwiczenie. Takie na "przyciąganie", jo-jo przy płocie. Na początku małe nieprozumienie odnośnie bacika przy prośbie o podejście do mnie, ale i tak mnie BIrma zaskoczyła. Myślałam, ze gorzej będzie, a ona już po razie, dwóch odpowiadała tak jak chciałam ;) Powtórzyłyśmy tylko parę razy, a i tak było widac poprawę w chęci przyłażenia do mnie ;)
Na koniec poprosiłam znowu u ruch na kole, tym razem po po paru krokach kłusa poprosiłam o glaop. Na lewą stronę dostałam co prawda tylko jedno foule, ale ladne, spokojne, i na pierwszą fazę :) Co prawda dłuuuugą, ale taka przecież powinna ona być ;) Na prawo zaczął nam deszczyk kropić trochę, musiałam dłużej poczekac na galop, ale i tak był ladny ;) Trochę bardziej "do przodu", ale i tak super w porównaniu z tym, co kiedyś było ;))
"Pod daszek" dotarłyśmy chodami cofaniowo-boczno-łopatkowymi na przemian, bo też deszczyk zacinał. Swoją drogą kobyłka nie ma fizycznych problemów z "łopatką", trzeba się za to zabrać, zwłaszcza że po kursie juz wiem jak :)
Na "osłodę" życia trochę sianka rzuciłam, i tyle ;)


03 lutego 2008
Kurs SH -> 18-20.01.2008

Zaległa relacja z kursu ;)
Miałam być z końmi, niestety na wskutek nieprzewidzianych okolicznosci (które zawsze sie muszą pojawić, bez nich nudno by było :P) ten ambitny plan nie wypalił i ruszyłam w drogę jako tzw słuchacz.
No tak... Największym problemem okazało sie dotarcie do miejsca we Wrocławiu (czyt. wielkim, nieznanym mieście), do miejsca oczywiscie na obrzeżach, oczywiscie tych obrzeżach, na które nie jeżdża ani autobusy, ani tramwaje. Przepraszam, jeżdżą. Dowiedziałam się o tym jak jakiś mnie mijał :P
No, ale w końcu dotarłam :)
Na wstępie częśc teoretyczno-oglądaniowa, która doczekała sie powtórki również drugiego dnia wieczorem. Lubię tą częśc ;) Bardzo inspirująca, można zobaczyć, co inni ludzie robią z końmi, do czego można kiedyś dojść.
Oprócz tych znanych, i mniej znanych gwiazd tzw. "naturalu", ujrzałyśmy również gwiazdy cyrku czy "klasyczne". I od każdej z tych gwiazd można coś ciekawego i fajnego dla siebie wyciągnąć :)
No dobra, przejdźmy do ćwiczeń praktycznych/notatek moich. Poniżej trochę chaotyczny spis ;)

-> prowadzenie konia "za szyję"
oczywiście dążymy do tego, by móc wykonać to na wolności ;) Ale zaczynamy jak zwykle na linie, stringu, czy czym tam jeszcze. Idziemy sobie po prostu obok konia trzymając jedną dłoń na jego szyi, i staramy się za pomocą tej ręki na szyi nim kierować. W stępie, kłusie, jak ktoś potrafi to w galopie też ;) Jak już się prowadzenie udaje, można się pokusić o jednoczesne obniżenie głowy konia w dół za pomocą tej ręki. Ale to już "wyższe szczeble" ;)

 Generalnie coś takiego jak powyżej ;) Tu Ania z Cantosem za modeli robią ;)

-> oczywiscie róznorakie "friendly", oswajanie koni
Tu straszakami były wszelakie flagi czy szmatki, i z ziemi, i z siodła :) Na przykladzie niektórych koni fajnie było widać jak przezwyciężają strach, a jedna z klaczy dobitnie pokazała, że czas to wszystko, czego jej potrzeba.
Nie chciała przejsc przez szmatę/flagę, ludek siadł na ziemi i czekał. Minęło parę minut i klacz przeszła jakby robiła to przez pół życia ;)
 Natalia i Magia


 Angelika i Tavola


 Znów Ania i Cantos


 Natalia i Fafi

-> łopatka do wewnątrz
Najpierw z ziemi, potem z siodła.
Ustawiamy się na wysokości głowy konia, twarzą w kierunku zadu. Początkowo ćwiczymy tylko chodzenie i zatrzymywanie się w tej pozycji. Oczywiscie to koń idzie do przodu, a my do tyłu ;) Bierzemy do ręki bacik/jakis patyk i zaczynamy prosić konia o wygięcie w czasie ruchu poprzez tykanie tym bacikiem łopatki i od czasu do czasu zadu. "Nagrodą" dla konia w tym ćwiczeniu nie jest zatrzymanie, tylko po prostu ruch po prostej.
Początkowo ćwiczymy łopatkę do wewnątrz na kole, tak jest łatwiej. Dopiero jak to wychodzi próbujemy na prostej.
W czasie ćwiczenia powinniśmy mieć wrażenie, jakbyśmy "wypychali" konia z jego toru ruchu :)

Ania i Seret








łopatka to ta para po prawej


Z siodła nie wiem do końca jak to wychodzi. Jedną stronę w każdym raziemy musimy koniowi "otworzyć", a drugą "zamknąć" ;) A biodrami wykonujemy "taneczny ruch", jak to Monika powiedziała, takiego "kujawiaczka" tańczymy :)

Dodatkowo z siodła po opanowaniu łoaptki można ją robić "wokół" kwadratu, np. takiego wyobrażonego za pomocą drągów

-> jakeiś takie ćwiczenie, gdzie najpierw odchodzimy od konia prosząc go o zostanie na miejscu, a potem przywołujemy do siebie :)

-> zmiany tempa w obrębie jednego chodu podczas prowadzenia konia i podczas pracy na kole, wolno-szybko
-> ćwiczenie ze ściężką z drągówdwie wersje:
1) poruszamy sie wzdłóż drągów, ale wyznaczamy sobie linie której nie możemy przekroczyć, ani my, ani koń
2) z boku drągów rysujemy sobie kółeczko, z którego nie mozemy wyjsć, koń chodzi, my nie ;)


 Tu wersja pierwsza ;)

linie których się nie przekracza są prostopadłe do końców drągów.
koń ma przejśc prze ścieżkę, obrócić się nie przekraczając linii, i wrócić z powrotem.
Wszystkim sprawiło jakąś trudnosc na początku ;)

-> przestawianie przodu w czasie jazdy, w bardzo podobny sposób to "parellowskiego"

-> trochę pracy nad obniżaniem głowy w czasie jazdy i nad wyginaniem konia w kierunku ruchu
rózne wygięcia w boki, mikro kroki w bok(prowokują do obniżenia głowy), rózne sposoby działania wodzami by konia wygiąć, w związku z tym trochę jazdy takiej bardziej kontaktowej  na kantarze

-> prowadzenie konia ze strefy 4/5 (okolice zadu i za zadem ;>)

skręcanie w naszą stronę poprzez spojrzenie/poklepanie zadu, skręcanie od nas przez machanie bacikiem w kierunku ruchu-może sie sciana na początek przydać :)

 Tu chyba jakiś skręt "do nas", w wykonaniu Moniki, z pomocą Tavoli ( a może na odwrót?)

-> jakieś próby wędrowania z końmi na wolnosci :)
 



No i chyba tyle z takich "objawień" i konkretnych ćwiczeń ;) Ja akurat to uważam za ważne, dla kogoś innego ważne było to, czego ja nie zauważyłam.... ;)

Trochę zdjeć na koniec jeszcze


 A tu nie wiem co ;)



 Ania na Cantosie, małe nieporozumienie mieli, ale chyba wszystko już sie dobrze układa :) (żeby nie było- Cantos to jeszcze młody koń, to była jego dopiero kilkunasta jazda w życiu). Podziwiam ich za to, co udało im się już osiągnąć. A pewnie będzie tego jeszcze więcej ;)



 Fafi, czyli oklepowo-skokowy kuc


Strasznie mi sie Seret podoba ;)

Przepraszam za jakość zdjeć, ale cieżkie warunki fotograficzne panowały ;)
Te zdjęcia najgorsze z najgorszych to z mojego aparatu, zasnieżone jakieś takie. Te lepsze autorstwa nie mojego.
I tak jakosć podniesiona dzięki Ani :) W orginale zdjecia strasznie ciemne wychodziły...

I ku przestrodze.
Uważajcie, jak Wasz koń robi głębokie zgięcia boczne i do tego próbuje gryźć/łapać strzemiona. Podczas kursu klacz złapała w pysk strzemię i się tak zaklinowała, na szczęście udało sie ją uwolnić.
Ale lepiej uważać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz