wtorek, 3 sierpnia 2010

Grudzień 2007

31 grudnia 2007
W niedzielę.... ;)
Buszmen ma czasami takie "wahania nastroju".... Parę dni/tygodni jest milusi, chętny do wszystkiego i pozytywnie nastawiony, potem nagle wszystko się odmienia i przez parę natępnych dni/tygodni jest gryzący, nachalny i na "nie".... Nie wiem jeszcze od czego to zalezy, mam nadzieję ze kiedyś sie dowiem. W każdym bądź razie chyba własnie wszedł w ten "gorszy" okres.....

Postanowiłam sprawdzić, jak wygląda nasz (moje i Birmy ;>) CG. Dotarło do mnie ostatecznie to, ze Birma notorycznie zbliżając się do ejdnej ze stron padoku napina linę, tak jakby chciałą odejść, a na stronie przeciwnej az za bardzo zbliża się do mnie. Co ciekawe, tego problemu nie ma przy ruchu w prawo, a to przecież nasza "gorsza" strona.... Postanowiłam, ze trzeba coś z tym zrobić w końcu :) Najpierw w stępie, potem w klusie. Na lewo (tą uciekającą stronę) przypominałam o sobie lekkim uniesieniem liny gdy głowa się odwracała ode mnie, fajnie działało :) Nagradzałam samoistne zostanie na kole przy tej gorszej stronie, wtedy po prostu prosiłam o podejście i zatrzymanie ;) Na prawo chciałam prosić o to samo, ale wyszło nam jakimś dziwnym sposobem opuszczanie głowy.... Też chcialabym to kiedyś osiągnąć, wiec postanowiłam i to nagrodzić, zwłaszcza ze na prawo nie ma takiego problemu zbaczania z koła. Birma się ładnie starała, starała się znaleźc odpowiedź, to sie ganaszowałą, to główkę opuszczałą, to się łądnie wyginała.... A przeciez z mojej strony nie było mocnych sygnałów czy próśb, lekka sugestia ze chodzi mi o COŚ uniesieniem ręki z liną czy wysłanie lekkiego impulsu przez linę.... Podobało mi się to :)
Potem ustawiłam dwie "wieże" z opon koło siebie, poprzeciskałyśmy się, poprosiłam o wycofanie przez nie.... W międzyczasie zmniejszyłam odległośc między oponami. Nie do końca mis ie podobało to przechodzenie i cofanie, czułam, ze Birma robi to bardziej "z musu"... Ale po jednym wycofaniu poprosiłam o ruch w bok obejście "wieży", i to mi się podobao :) I Birmie chyba też :) Próbowała znaleźć odpowiedź, po akżdym ruchu patrzyła na mnie z pytaniem, czy o to chodzi ;) W końcu się dogadałyśmy, ze chodzi o obejscie opon, a ni skopanie ich nóżką przednią :) I żucie po tym było :)
Na koniec prosiłam jeszcze o postawienie nogi na oponie, znowu sie nie udało, ale coraz częściej uderzamy kopytem w oponę, a nie obok :) Na początku szukania odpowiedzi było fajnie i przyjemnie, potem zaczęłam troszkę za mocno naciskać i się upierać.... Heh, trzeba częściej myśleć o tym, co się robi :)

 
29 grudnia 2007
W siodełku :)
Straszny wiatr hulał po polach, ale nie dałyśmy się :)

Siostra miała utrudnioną sprawę, bo Buszmen taki gryzący był dzisiaj. Moze z powodu wiatru, a moze z powodu "nadprogramowych" czynności... Amoze jeszcze z jakiegoś innego powodu. Załozyłyśmy mu dawno nie zakladany kantar parciany, okazał się za mały troszeczkę. Trzeba większy kupić ;) Siostra pobawiła się też trochę kocem w pobliżu młodego, pozwolił podotykac się nim z jednej strony. Do zakładania na grzbiet jeszcze daleka droga, ale czas mamy :) Tym bardziej, ze dzisiaj taka średnio sprzyjająca pogoda była....

Ja z kolei przytargałam dośc dawno już nie używane siodło. W ramach eksperymentu zapiełam trochę luźniej dzisiaj popręg, nie lubię tym czymś ściskać koni. Nie zjechałam z siodłęm, wiec nie było źle :)
Wiatr zafundował nam latające taśmy, przy których troszkę postałyśmy. mam andzieję, ze kiedyś jeszcze będzie okazja bliżej poznać te "strachy" :) Poprosiłam o trochę kłusa  z ziemi, na początku niechętnie, ale po pierwszym zaklusowaniu było juz ok :) Ale nie prosiłam o dużo, nie upierałam się. Wsiadłam z podwyższenia, jeśli mogę nie używac strzemion, to nie używam :) Były małe problemy z utrzymaniem stępa, obydzilam, wiec troszkę kobyłkę kłusem. Dostawałam na początku tylko po parę kroków, pewnie z powodu średnio przyjaznego podłoża. Ale nie było one na tyle złe, zeby mogło zaszkodzić kłusującemu przez krótkie odcinki koniowi :) Poupierałam się wiec troszkę, i po chwili dostałam dłuższe odcinki kłusa, któtre sama juz przerywałam prośbą o zatrzymanie ;) Poprzestawilyśmy tez troszkę przód i zad, aż zakoczona byłam ;) Zad nam wogóle zaczyna ładnie wychodzić, ale dzisiaj z przodem było wszytsko ślicnie tez ;)
Po kroku w bok był jakiś ruch do przodu, ale niewielki i z "samoistnym" zatrzymaniem :)
Na pastwisko weszłyśmy z lina przerzuconą z drugiej strony szyi. Dzisiaj bardzo zgodnie i przyjemnie nam się tak szło ;) Tylko na końcu była młą sprzeczka, ale to przeze mnie. Przerwałam schemat pewnych zachowań, schemat, który w sumie sama ustaliłam. Ale już po chwili sie dogadałyśmy i kobyłka wylądowała z nosem w sianku :)

Zazwyczaj w takie wietrzne dni trochę gorzej nam sie "pracuje". Dzisiaj niby wszytsko wychodziło jak nalezy albo i nawet lepiej, ale było dośc duzo chwil, gdzy czułam, ze Birma wykonuje moje prośby tylko po to by je wykonać, bez jakiegoś zainteresowania.... Były tez czasem te lepsze momenty, ale chyba za mocno się skupiłam na tym , co chce zrobić, a za mało na jej odczuciach i nastawieniu do tego, co robimy....
 

 
27 grudnia 2007
Bez tytułu :)
Dzisiaj wstałam z łóżka w takim stanie, ze miałam wątpliwości czy zdołam pójść gdziekolwiek... Ale nafaszerowałam się aspirynkami i fervexami, i nie dośc że znowu byłyśmy u koni, to jeszcze na lodzie i to już po zmroku :P

Siostra znowu pomęczyła Buszmena szczotkami, na koniec ja mu przeczyściłam kopytka. Ślicznie podawał, aż trudno mi było uwierzyć. I pomyśleć, że to ja go tego nauczyłam :P

Chciałam dzisiaj bardziej skupić się na ćwiczeniach z grzbietu, wzięłam wiec krótką linę, tą której nie lubię.... Żeby się już nie męczyć z ta długachną :) Przypomniałyśmy sobie przesuwanie się z ziemi na sposób siodłowy, ogólnie ładnie, na pewno lepiej niż wczoraj :) Z ustąpieniem na nacisk na samą łopatkę z jednej strony był problem, ale udało się parę razy. Zamknęłyśmy się w niby-round penie, skleciłam coś z czego byłam w satnie wejśc na konia, i zaczęłyśmy się przestawiać :) Zad o wieeele lepiej niż wczoraj, konie to sie szybko uczą :P Jest jeszcze pewien rpoblem z samoistnym ruszaniem już po przestawieniu, ale to nie jest taki kłopot. Z przodem standardowo troszeczkę gorzej, ale ogólnie otrzymuję ruch w wybranym kierunku na delikatną prośbę. Zastanawiam się czy męczyć to w stój, czy sobie darowac i ćwiczyć w stępie... Bo w stępie jest koniom to na początku łatwiej wykonać niż w stój, tak madrzy ludzie mówią :P
Na koniec popasażerowałyśmy trochę w stępie, włączyło się zatrzymywanie do trawy, po dłuższym kawałku bez zatrzymania podziękowałam, zsiadłam i odprowadziłam do sianka :)
 
26 grudnia 2007
Chorowicie..... A co tam :)
Zlapał mnie katar i boli mnie gardło... Ale nie dam się!! Nie teraz, nie w czasie ferii... Tyle czasu mam teraz, przede wszystkim dla koni :P

Dzisiaj, w ramach buntu przeciw chorobie, tez wturlałam się na pastwisko :) Z siostrą oczywiście :P Jak już zrobiłysmy to co miałyśmy zrobić pzreszłysmy się na pobliski staw i siostra zaczęła maltretować łyżwy. Jako ze nie wyladowała za dużo razy na 4 literach i nie nabawiła sie jeszcze siniaków, powstał plan chodzenia częściej. Ale tylko po "spotkaniu" z końmi, tak w ramach motywacji dla siostry :P Przy okazji oczywiscie moja zdolna siostrzyczka wleciała do rowu z wodą... Przecież cieplo jest, można popływać trochę, czemu nie :P
Popodglądałam ich trochę, coraz lepiej im idzie ( czyt. siostrze i wałaszkowi :>) :) Dzisiaj już było według mnie naparwde dobrze, jakieś 2-3 większe kłotnie, a poza tym tak chyba w miarę ok :) Dogadają się jeszcze :P

Ja  z kobyłką pobawiłam się w badanie energii naszej,a raczej zalezności między energię moją a jej :P I co mi wyszło ?? Przejscia ze stępa do kłusa i na odwrót podczas gdy ja sobie spacerowałam po łuku od energii :) na początku musiałam troszkę szybciej się ruszyć zeby zachęcić do kłusa, ale potem co parę kroków robiłsmy przejsćia stęp-kłus-stęp praktycznie od samej energii, prawie bez wskazujacej ręki. Cudo :)
Poprzestawiałam troszkę jezowo kobyłkę, tak na wzór przestawiania z siodła. No i znowu wgramoliłam się na oklep, po uprzedniej walce z za długa liną :P
Skupiłyśmy się na przestawianiu przodu i zadu. I z tym, i z tym były pewne problemy. Ruszanie zadku jako tako zaczęło wychodzić, ale z przodem jest gorzej. Co prawda zaczynamy od kroku w bok, ale zaraz potem zaczynamy wędrowac przed siebie zamiast stanąc w miejscu. Uparcie prosze wiec o zatrzymanie od razu po przesunieciu nóżek pzrednich w bok. Zobaczymy co z tego wyjdzie, na razie się zabierzemy za to na powaznie, bo to rzeczywiście moze być jakimś źródłem naszych problemów ze sterownoscią....
Z siebie na koniu raczej jestem zadowolona, chociaż w pewnym momencie zaczęły mi powstawać w głowie kompletnie nienaturalne mysli. Jakoś udało się je zatrzymać i nie dać im uzewnętrznić się,. A przynajmniej nie w  dużym stopniu. I z tego sie ciesze ;)
Przy wyprowadzaniu Birmy z kwatery "ćwiczeniowej" przełozyłam linę tak, ze była z drugiej strony szyi i szła do mojej ręki przez grzbiet. Ciekawe doświadczenie, jak w takiej sytuacji skłonić konia, by ruszył za nami?? Z oporami pewnymi sie udało, ale ciekawe ćwiczenie. I wyzwanie :) Trzeba będzie troszkę w ten sposób pospacerować.
 
25 grudnia 2007
=) (=
Święta sobie lecą... A ja w przerwach pomiędzy jednym spotkaniem z rodziną a drugim korzystam z wolnego czasu :)
Dzisiaj znowu udało mi się wyciągnąć siostrę do Buszmena. Nie obserwuje ich cały czas, bo zajmuję się Birmą, ale co nieco widze ;) Na razie  skupiają sie na najprostszych rzeczach-czyszczeniu i nie gryzieniu w czasie tej czynnosci :) Buszmen dostaje trochę siana, a siostra szczotki. Na początku szło im świetnie, bardzo spokojnie było. Po pewnym czasie się troszkę popsuło i konik został skłoniony do ruchu, ale siostra twierdzi że nie było tragicznie ;) Nie wiem na czym się skończyło, nie widziałam końca.

Teraz pora na mnie i Birmę ;) po wstępnym przeczyszczeniu ( nawet nie było tak źle :P) poprosiłam o pare kroków kłusa-> chciałam sprawdzić ogólną chęć do biegania po takim podłozu, jakie aktualnie mamy. Kłusować się dało, nawet wyszedł nam niby kłus z ręki :) Ja szłam, a Birma kłusowała, ale nie koło mnie, tylko po łuku. Wystarczyło podniesienie energii mojej ;) Potem z tym jeszcze eksperymentowałam, myslałam, ze to po rostu jakieś emocje-> ale nie, po odpowiednim obniżeniu energii dostawałam też sam stęp :)
Poprosiłam o pare kroków w bok w każdą stronę bez płotu. W jedną stronę ślicznie, na druga lekkie dryfowanie ale udało sie zrobić pare ładnych kroków ;)
Z powodu średniego podłoża planuje zabawy głównie w stępie, dzisiaj były to próby prowadzenia ze srefy 3/4. Musimy popracowac jeszcze nad ruszaniem. Ale jesli rusze w okolicach strefy 3, a potem pozwolę się wyprzedzić, to nie jest źle :) I zatrzymać tez sie w miarę prosto potrafimy ;) Cieszy mnie, ze Birma cały czas stara sie mnie obserwować i pytać o co chodzi. na rzie oznacza to skręcanie głowy w moją stronę i chodzenie po skosie żeby mnie widzieć, ale rozumiem to- w końcu moze nie do końca wiedziec o co mi chodzi :) Nabierzemy troszkę pewnosci siebie gdy chodze za koniem i ,kto wie, moze bedzie można zacząć sie bawić w ciąganie róznych rzeczy?? :)
Splątałam jakoś długa line na kształt wodzy (musze znaleźć schemat, jak sie je zawiązuje...) i wsiadłam z płotu na oklep ;) Cieszy mnie fakt, ze mogę wsiaść z płotu, kiedyś Birma się odsuwała jak widziałą ze wchodze na górę. Pokręciłyśmy się trochę, poprosiłam raz o kłus-> o dziwo był całkiem milutki, taki dosc "zaangażowany" ale czułam sie pewnie i przyjemnie się siedziało. Wogóle chyba lepiej nam wychodzi kłus wysiadywany niż anglezowany... Birma często za to podklusowywała sama z siebie, uparcie prosiłam o stęp, ale niewiele pomagało. W końcu zatrzymałyśmy się, postałyśmy chwilę, ja się rozluźniłam... I nagle problem zniknął :P Widocznie to ja podświadomie cały czas prosiłam o kłus, wystarczy naprawić coś w sobie, a koń odpowie ;)
Swoją drogą bardzo fajnie wychodzą nam zatrzymania i przejścia do stępa na pastwisku, to chyba zasługa wałkowania tego tematu w terenie....
Dzieki terenom poprawiło sie nam to na pastwisku, teraz jakoś trzeba to właśnie na te teeny przenieśc :P
O ruszanu wgóle nie wspominam, przejścia stój-stęp i stęp-kłus na pierwszą fazę... Miodzio :) Troszkę gorzej ze skrętami... Powoże się trochę na oklep, moze znajdziemy sposób który nam najbardziej pasuje ;)
Ogólnie bardzo przyjemnie, jak puściłam Birmę to nie odeszła, sama ja o to poprosiłam pózniej :P Ale czułam pewien niedosyt, wydawało mi się, ze strasznie krótko się bawiłyśmy... Ale moze to i dobrze, tak po skończeniu chcieć więcej??
;)

 
22 grudnia 2007
****** Święta!!*******
Uff.... Koniec szkoły, święta idą :)
Miałam do koni pójść tylko po to, zeby rzucić trochę siana i przynieść wody, bo przygotowania świąteczne trwają.... Ale popatrzyłam się na te brudne mordki, uśmiechnęłam i pomaszerowałam po szczotki :D
Nie jestem w stanie utrzymać takiego porządku w stajni jak w czasie lata, więc białe konie już nie sa białe. Na łokciach, stawach skokowych i w okolciach porpęgu robią się takie straszne zaklejki, które trzeba co jakiś czas zczesywać, bo inaczej utworzy sie z nich taka skorupa... Brrr....
Przeczyściłam wiec obu potworom wyżej wymienione meijsca, przelecialam po kopytkach Birmy, i zabrałam sie z ate Buszmenowe ;) Ślicznie dawał dzisiaj nóżki, nawet prawą tylną :DTrochę pogadalismy, jest dalej pewien prolem z podchodzeniem do jego prawej strony, ale idziemy do przodu :)
Mam wrażenie, że zaczynam coraz wiecej takich potyczek/dyskusji wygrywac :) Kiedyś prawie wszystkie z nich przegrywałam, niby robiłam to co chciałam, ale czułam, ze "psychicznie" i tak jestem przegrana. A teraz już nie ;) Coraz częściej potrafie przekonać Buszmena, coraz częściej on zgadza się w pelni na rózne moje zachcianki :)
I wycwanił sie chłopak.... Jak jest bardzo nachalny czy gwałtowny w swoich probach podgryzania to odganiam go od siebie. Kiedyś biegał, uciekał, po jakimś czasie sie meczył i zaczynal krążyć w koło mnie prosząc o pozwolenie do zatrzymania. Teraz od razu wchodzi na koło jak machnę linką :P Cwaniak jeden... Nie chce mu sie biegac, i niewygodnie mu sie biega- w końcu twardo jest...
Wymyśliliśmy też dzisiaj zabawę, ale jej tu nie opisze, bo jest całkowicie niewychowawcza :P Miało wyjśc całkiem coś innego, wyszło co innego.... Ale cieszy mnie to, ze Buszmen cały czas był uprzejmy, i sprawiał wrażenie, ze wie, jakie są zasady tej "gry" i ich nie przekraczał :P
I skubany wogole nie boi się, jak łapię go za głowę.....  obejmuję trzymając blisko przy sobie, nie każdy kon na takie coś pozwoli....

Na koniec, tak mało kreatywnie, życze wszystkim po prostu Wesołych Świąt :)

 
15 grudnia 2007
Bez tytułu :)
W piątek byłam u potworów tylko na chwilkę. Przeczyściłam kopyta Birmie i pomierzyłam nóżki-> w końcu ochraniacze zamawiam :D
Udało mi się tez wyczyścić kopyta wałaszkowi, i to tak bezkonfliktowo :) Starałam się być "miła", ale jednoczesnie zwracałam uwagę na zachowania, których nie chcę. I jakoś sie dogadaliśmy :)

Sobota
Wyciągnęłam siostrę do koni!! :) Ona dostała Buszmena, ja zabrałam Birmę :)
Z relacji siostry wychodzi, ze ran zadnych nie odniosła :P Tak na powaznie, to jest problem ze zbliżaniem się do lewej strony Buszmena. Nie jest to ostry sprzeciw z jego strony, da się podejsc... Ale ja chciałabym żeby on sie ZGODZIŁ na to podejście, nie tylko tolerował. Będziemy ćwiczyć :)
Prosiłam dzisiaj Birmę o CG w kłusie, czekałam na obniżanie głowy. Szybko kobyłka znajdowała odpowiedź, moze dlatego, ze robiło sie juz szaro i badała grunt :P Jak zaczało sie już naprawde szarawo robić to zrobiło sie niespokojnie, często z kłusa wpadała w galop, zwłaszcza w stronę stajni, było brykanie, rzucanie głową... Niepotrzebnie nalegałam, w końcu mogła nie widzieć dobrze i nie czuć się pewnie. Lepiej by było żebym przestała prosić o kłus, ale i tak postąpiłam w miarę ok... Poczekałam na parę kroków kłusa w miarę równego i na tym zakończyłśmy. Birma naprawde nie widzi w takiej szarówce.... Kurza ślepota czy coś, nie wiem... Jak drąg leży przed nią, to wpadnie na niego pierwsza nogą, zorientuje się że coś leży, i resztą ciała przejdzie już ładnie. Ale ta pierwsza noga wpadnie...
Wet mówił coś, ze białe konie mogą mieć pewne problemy ze wzrokiem, i chyba Birma ma.... Przynajmniej wieczorem.

 
12 grudnia 2007
^^...^^...^^...^^...^^
Dzisiaj zabrałam tacie tarnik (podobno do drewna :P) i poszłam się trochę popastwić nad kopytami Birmy... NIe znam się na tym, wiec nie robiłam dużo. Starłam tylko te części ściany kopyta, które się w niektórych miejscach zaczęły odrywać-takie zadiorki się porobiły. Oj, łatwe to nie jest ;) Warto jednak mieć coś (lub kogoś) kto podtrzyma noge konia, gdy my się nią zajmujemy.... W związku z tym rozpoczniemy naukę trzymania kopytek na jakimś kołku czy innym podwyższeniu, przyda się :)

Pokłociłam sie trochę z Buszmenem tez... Na razie robimy to troche na modłe Monty'ego, czyli od czasu do czasu go pogonię trochę, jak coś jest nie tak. Nie czekam na wszystkie sygnały, bo zamęcze prędzej konia. Jak przestanie begać hen daleko, i zacznie biegać na kole blisko mnie, w dodatku chwilowo lekko obniżając głowę, to zapraszam do srodka przez spojrzenie na zad.  Nie jestem całkiem za takimi metodami, ale na razie nic innego mi do głowy nie przychodzi w razie nie spodziewanych prób podgryzania czy jakichś machnieć nogą w moim kierunku.... Przy okazji tego "ganiania" uzmysłowiłam sobie, że Buszmen nie czuje sie dobrze, gdy ludek stoi w okolicy szyi-łopatek-kłebu. Jak jestem przed nim, lub w okolicach zadu, to raczej jest wszystko ok. Stojąc w przedniej części jego ciała jestem cały czas obwąchiwana, czy dotykana nosem. Czasami podgryzana, chociaz pilnuję tego. Jak wymyslę sposób na wyciągnięcie siostry z domu to postaram sie jakoś tak wszystko poukladac, żeby częściej z nim coś robić. Bo chłopak ma zaległości, i to duże.... My zresztą też.

 
10 grudnia 2007
Jakoś idzie =)
Niedziela

Zafundowałam kobyłce Chwilę Dla Kopytek ;) Było mycie, suszenie, smarowanie dziegciem od spodu i maścią od zewnątrz.... Zostało nam jeszcze starnikowanie różnych zadiorków, ale to jak dorwę jakiś tarnik, i upewnię sie, że nie zrobię sobie ani innym nim krzywdy ;)
Po akcji Kopytka poszłyśmy na chwilkę do foli. Pomachałam trochę nad głową, przypomniałyśmy sobie, jak się przechodzi przez folię i zaatakowałyśmy ją kłusem ;D Pierwszych parę prób to ominięcie, potem skoki, a pod koniec już prawie normalne przekłusowanie przez. Robimy postępy :P

Dzisiaj udało mi się wrócić wczesniej ze szkoły, przytargałam więc siodło i polazłyśmy znowu w teren. Tym razem inną trasą niż zwykle, zaczęłyśmy od przejscia przez wioskę. Oj, inaczej niż zwykle było ;) Znana droga stała się nieznana, i trzeba było wszystko uwaznie poobserwować :) Dla rozluźnienia popasłyśmy się dłuższą chwilkę przy polnej drodze, w międzyczasie dojrzałyśmy w oddali jakiegoś konia, i ruszyłysmy dalej. Było w miarę spokojnie już, wiec rozpoczęłam proces wsiadania ;) Koniec z ruszaniem sie, w terenie też trzeba stac jak pańcia sadza 4 literki w siodło :D Powsiadałam, pozsiadałam, w końcu udało się w miarę spokojnie ustac w miejscu, i pojechałyśmy przed siebie ;) Przypomniałysmy sobie jak się zatrzymuje i zrozumiałysmy na nowo, ze po zatrzymaniu mozna postać przez chwilkę w miejscu. A jak już to było w miarę jasne, pokusiam się o parę odcinków kłusa. Nie tak źle, z leceniem do przodu, ale bez wpadania w galop. Na zwolnienie i zatrzymanie trzeba było przeznaczyć trochę czasu, ale udawało się. Wydaje mi sie, ze Birma tego co robimy na pastwisku nie utożsamia z terenem, potrzebuje chwili, zeby "zaskoczyć" i zrobić to, o co proszę. Ogólnie całkiem sympatycznie, starałam się nie tracić cierpliwosci, i poszło mi to o wiele lepiej niż ostatnio ;) WIęc nie jest tak źle ze mną i możliwe jest "odrodzenie" :)
Wróciłysmy oczywiście na nogach (tzn. ja, kon to wiadomo :P), tez się musze troszkę powysilać czasem :)

 
08 grudnia 2007
teren...
Byłyśmy dzisiaj na spacerku. Zebrałam sie w sobie i nawet owijki na przednie nogi założyłam :)
Na poczatku było tak średnio spokojnie, ciągle cos się działo, ciągle coś trzeba było obserwować.. Od czasu do czasu przystawałyśmy przy trawce, trochę pobiegałyśmy, poprosiłam o galop na łace (jakoś tak niezbyt chętnie było..), powyciagałam nózki i weszłyśmy do lasu. Ja chyba mam leśnego konia ;) Jakoś nagle zrobło się o wiele  spokojniej niż przedtem, co chwila główka wędrowała w dół- nie wiem, czy po to żeby badać teren przykryty liśćmi, czy żeby się "porozciągać"...
Doszłysmy do odkrytej przeze mnie ścieżki i wsiadłam :)
Co jakiś czas prosiłam o parę kroków kłusa, i w końcu podjęłam jakąś sensowną i konkretna decyzję. Na razie nie ma co pracowac nad kłusem, skoro zatrzymywania nie są lekkie i nie potrafimy ustać w miejscu dłuzej niz parę sekund. na razie na tym trzeba się skupić, przynajmniej jeśli chodzi o jazdy w terenie. Bo na pastwisku nie mamy problemów ze staniem w miejscu... Zsiadłam, spotkałyśmy jakiś ludzi (co było pretekstem do podniesienia emocji w górę), jak zrobiło się spokojnie znowu wsiadłam. Ogolnie było ruszanie przy wsiadaniu dzisiaj, nie wiem,czy spowodowane jakimiś nierównościami czy moja nieudolnoscią, czy w jakimś stopniu powiązane z emocjami. Poćwiczyłyśmy zatrztymywanie, prosiłam o stanie przez jakieś 2-3 sekundy, i ruszałyśmy dalej. na rzzie tyle wystarczy. To, ze się czasem frustruję i nie wychodzi nam to, co chcę by wyszło, to w większości jest wina moich za dużych wymagań na okreslony czas. I częściowo pewnie tez jakimiś nieświadomymi sygnałami wysyłanymi przez mój dosiad...
Ten drugi odcinek na konskim grzbiecie był chyba lepszy od pierwszego, a  przynajmniej na pewno przyjemniej się zakończył.
Parę razy, i na ziemi, i w siodle, zachowałam sie nie tak jak powinnam, nie jak partner... Źle mi z tego powodu, muszę się bardziej pilnować. Chociaż i tak jest już lepiej niz kiedyś...

 
06 grudnia 2007
Folia ;)
Ostatnio dopadła mnie choroba jesienna.. Nie mam chandry, nie jest mi smutno...ale nic nic mi się nie chce. Jak już zaczne coś robić, to mi sie nagle zachciewa ;) Ale najtrudniej sie zebrac i zacząć.....

U koni byłam w zeszłą niedzielę, przeczyściłam je obydwa i zawarkoczykowałam Birmie część grzywy która przekłada się na inną stronę niż reszta. I tyle.

Znowu poszłam do nich dopiero teraz. I to wyłącznie wina własnie tego jesiennego rozleniwienia, nawet czasu było trochę... Biorę sie w garść.
W ramach rozbudzenia przeszłam sie ze szkoły do domu (jakieś 6-7km dla niewtajemniczonych :P). Miałam autobus dopiero za jakieś 1,5h, nie chciało mi sie czekac. Wiem, ze inna jestem :)
Ale sa duże plusy twej wycieczki ;) Znalazłam bardzo fajną ścieżkę na leśny kłus, taką z bardzo malutkimi wzniesieniami i "opadami", za to w mairę równą i bardzo długą. W końcu może nauczymy sie kłusować w terenie :P

W ramach brania sie w garść wyciągnęłąm też dzisiaj folię. Już dawno nie bawiłyśmy sie z "przeszkodą", a to sa jedne z najfajniejszych zabaw- i koń, i ja wiemy, że jest jakiś konkretny cel :)
Na początek przyniosłam w folii siana trochę, pochodziły po tej folii jedząc, budzimy pozytywne skojarzenia :) Znowu wyczyściłam obydwa potwory, obydwa też otrzymały porcję czyszczenia kopyt.
Jak podeszłam do Birmy z kantarem to jeszcze wcinała siano, postałam trochę, a ona podniosła łebek i czekała aż załoze kantar :) Nie wiem, czy to przypadek, czy przemyślane działanie, ale i tak ją kocham :)
Przypomniałyśmy sobie jeżowanie, troszkę dłużej zatrzymałyśmy się przy cofaniu od nacisku na nos ręki i kantara. Przetestowałyśmy też jojo- cofanie się naprawiło, koń już nie cofa bezmyslnie do końca liny, tylko zatrzymuje się jak ja przestanę prosić :) Ale za to troszkę gorzej wygląda przywoływanie... Ale mam wrażenia że to bardziej błąd w komuniakcji niż jakiś opór ze strony Birmy.
Poruszałyśmy się potem troszkę, parę kroków kłusa, i trochę galopu. Oj, ale było brykania dzisiaj :) Raz prawie oberwałam, dośc blisko już było.... Wogóle takie ciekawe to było. Raz Birma mówiła "daj mi chwilkę, teraz nie biegamy", a za chwilę odpowiadała zagalopowaniem na moją delikatną prośbę. Hm... Po paru krokach galopu zaczyna galopować jakby lekko "ode mnie", bliżej mnie jest jej zad niż przód. Popracujemy nad tym, jeśli nie miałabym liny, to odbiegłaby ode mnie (chociaż kobyłka nie napiera na nią, to jest tylko lekki, stały nacisk). Po przemysleniu wydaje mi się, że prosiłam o za wiele zagalopowań jak po takiej przerwie... Trzeba się hamować troszkę.
Potem przyszedł czas na folię :) Przy pierwszym zarzuceniu na grzbiet lekki wzdryg, ale specjalnie zrobiłam to dość niedelikatnie. Potem już się nie ruszała wogóle ;) Przeciągałam między nogami, machałam za zadem, podnosiłam nogi i trzymałam je za pomoca foli.... Uznałam, ze mozemy zacząć oswajać główkę z folią :) NIe jest źle, ale wyraźnie widziałam jak Birmie sie oczka rozszerzają gdy folia nachodzi na uszy... Oswoiłyśmy folię na szyi, ruszyłyśmy uszy, pomachałyśmy koło głowy i wystarczy.
Pochodziłyśmy jeszcze po folii, jestem dumna z mojego konia :) Kiedyś był z tym problem, teraz na początku też, ale się udało :) Mogłyśmy pod koniec razem przejść po folii, zatrzymać się na niej tylnymi nózkami, parę razy Birma sama przeszła poproszona gdy ja stałam lub szłam... miło :) Teraz będziemy męczyć folię, trzeba na główkę pozarzucać, nauczyć sie cofać przez nią, moze jakieś CG, moze przechodzenie pod... Dużo pomysłów :)
W miedzyczasie porozciągałyśmy się jeszcze, dawno tego nie robiłyśmy. Z przednimi nóżkami zero problemu, z tylnymi opory przy wyciąganiu ich w przód, Prosiłam też o głebsze niż zwykle zgięcia boczne. Troszkę ruszania było, ale sie udało. Stopniowo będziemy sie coraz bardziej wyginać:)
Na koniec coś mnie podkusiło i wsiadłam. Tak średnio dobrze, bo popsuła nam się troszkę kierownica, i w dodatku Buszmen koło nas biegał. Ale po wymianie zdań dojechałymy do kupki siana, czyli mojego celu ( nie jestem dumna z osiągnięcia tego celu, powinnam była przerwać tą kłótnię wcześniej i zsiąść), tam zsiadłam i zdjęłam kantarek.
Kocham mojego konia :)

Ciągle szukam ochraniaczy... Byłam już prawie zdecydowana na inny kolor niż żółty, ale postanowiłam jeszcze poszukać. Strasznie chciałabym kupić żólte, pełne ochraniacze... Ale juz zaczynam wątpić w to, czy znajdę takie...

I, uwaga, uwaga, jestem po próbnej maturze próbnej matury z polskiego i angielskiego :) Jutro czeka mnie jeszcze historia... W co ja się wpakowałam...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz