niedziela, 1 sierpnia 2010

Kwiecień 2007

29 kwietnia 2007
:)
Długi weekend :) Czyli dużo czasu.... Czekam, aż siostra wyrazi chęć ruszenia do Buszmena, nie będę jej ciągac na siłe.... Dzisiaj polazłam sie pobawić z Birmą :)
Czyszczonko (jak ostatnio zawsze :P) na wolnosci... Kobyłka stała prawie jak zamurowana ;) Co jakiś czas skubnęła trawki, ale zaraz potem podnosiła główkę i sobie tak stała, a ja machałam szczotkami :) Na początek sprawdziłam, jak stoimy z jeżem, ale przy użyciu karota. Nie przepadam za używaniem CSa przy jeżu i drivingu, ale to tez jest potrzebne. Lewa strona i cofanie ślicznie, na 1 fazę :) Z prawą gorzej, ale też łądnie ;) Popracowałyśmy troszkę nad przestawianiem przodu. Pierwszy krok jest ok, przy następnych zad chodzi i kobyłka się kręci jak butelka.... Więc na razie nagradzam zrobienie jednego, ale poprawnego kroczku :) Cofanie od nacisku na nos też tak na 1/2 f.... :) Chciałam poćwiczyć DG przodu, ale tu sie zrobiła klapa i  zaczęłam kłótnię z kobyłką.... Cały czas ten nieszczęsny zad się rusza.... ;/ W koncu sie jakoś opanowałam, i wróciłam do jeża. Najpierw musimy PG poprawić, potem DG też się powinno polepszyć :) Troszke okrążania, znowu jakieś dyskusje na temat prawej strony... Jakoś się dogadałyśmy, popróbowałam zmiany kierunku, ale tak bez przekonania. Troszkę było przeżuwania... Wlazłam na podest, podprowadziłam Birmę- troche niepewnosci i chodzenia, ale nie jest źle ;) Poopierałam sie na niej, poprzerzucałam nogę, raz wsiadłam... I poczułam, ze mnie kopie prąd :P Jakies złe spodnie miałam, naelektryzowały sie.. Obie się zdziwiłyśmy ;) Zapamiętać- nie jeździć na oklep w tych spodniach :) Poprosiłam o okrążanie z przejściem przez szparę miedzy paletami. Ładnie, a myślałam że będzie gorzej :) Najpierw lepsza strona, potem ta gorsza.... O dziwo, odesłanie bez problemu :) Przelazła w stępie i w kłusie, tak od razu, bez specjalnego namawiania :) Dobrze nam szło, więc położyłam drąg na tych paletach... Ja wiem, z 20 cm nad ziemią :P Najpierw przeciskanie, potem okrązanie w stępie, i w końcu w  kłusie. I wszystko ślicznie, bez zatrzymywania, bez zmiany chodu przed "przeszkodą"...(no, zdarzało się przejście do stępa, ale to daleeko od tego drąga). Slicznie ;) Zaczniemy cwiczyc na drągach, moze troszkę niżej będzie główka w kłusie... :) Chciałam jeszcze nakłonić Birmę do postawienia nogi na palecie. Nie wyszło, ale co się uśmiałam, to moje :) Chyba zaczęłam to w końcu traktowac jak prawdziwą zabawę :) Przywoływałam ją do siebie prosząc o postawienie nogi na palecie, a ona się tak zastanawiała jak to zrobić ;) "O, to ja pójdę naokoło. Nie? To pomacham nóżką. Też nie? To może  ją w górze potrzymam? " A ja się w duszy śmiałam i cieszyłam z tych prób ;) Kochana kobyłka :> W końcu wzięlam nogę w łapę i parę razy postawiłam ją na palecie... :) Na koniec poszłyśmy na trawkę. Chyba sobie zjednuje sympatię Birmy. Jak sie pasie, to coraz częściej robi to blisko mnie i nie odchodzi gdzies dalej w poszukiwaniu lepszej trawki ;)
Tak na szybkiego pzrzejechałam jeszcze po Buszmenie szczotką, bez kantara i liny, tak na wolnosci. Jakies tam próby gryzienia, ale bez ofiar w ludziach :) Parę razy się moja śliczna przypałętała do mnie, a więc się chyba dzisiaj podobało :>

26 kwietnia 2007
Coraz lepiej ;)
Dzisiaj znowu męczyłam młodego.... I chyba coraz lepiej  wychodzi mi panowanie nad sobą, przez co się lepiej dogadujemy ;) Dalej są spięcia, kłótnie, próby gryzienia i ugryzienia... Ale jest coraz lepiej ;) W drodze na doł pastwiska parę razy się zatrzymałam i cofałam, troche musiałam potrzepac liną, żeby młody mnie zauważył, ale się jako tako dogadaliśmy ;) Przeczyściłam Buszmena na wolności. Były jakięs dwa urwania się, przy pierwszym jego odejściu trochę sobie pogadaliśmy. Zrozumiał, że najkorzystniej jest stać jak wywieram presję w Catching, ale po zatrzymaniu rzuca się do trawy... Popracowaliśmy troszkę nad tym ;) Fazą 1 (prosiłam o podniesienie łebka znad trawki) było cmoknięcie lub dwa. Potem zazwyczaj zaczynało się coraz mocniejsze machanie lina w jego kierunku. To był jeden z momentów w których troszke mnie ponosiło, ale stosunkowo szybko następowało opanowanie ;) Po x powtórzeniach trawa przestała byc tak ważna, poleźlismy po paru odangażowaniach zadku do szczotek. Pomęczyłam trochę podnszenie nóżek, ale bez czyszczenia. Zdecydowanie lepiej niż ostatnio ;> Potem był czas na jeża- też już coraz lepiej wychodzi ;) Zadek był dzisiaj leciutki, aż miło ;) zdarza się czasami wędrowanie w przód, ale trochę czasu i się dogadujemy ;) Nie było tez prób gryzienia przy przestawianiu przodu, tak pozytywnie ;) Cofanie tez lepiej... Gryzienia w zasadzie już nie ma, zostało zrzucanie głową carrota. Na początku starałam się "przetrzymac" to zrzucanie, ale nie potrafiłam. Stosowałam 1f, jak zrzucał to zaczynałam zwiększać fazy dość szybko(czasami niekontrolowanie przez chęć utrzymania karota :P), podczas cofania zmniejszałam nacisk, ale starałam się odpuścić całkowicie dopiero po krokach bez wyraźnego sprzeciwu, i w miarę prostych ;) Koń się wycwanił, i czasm zamiast cofac przestawia przód :P Porozmawialiśmy sobie też troszke o trzymaniu mojej ręki na jego nosie. jak drapie jest ok, ale jak spróbuje trzymac łapę tak jak do cofania/ewentualnie zwiekszac nacisk, to jest machanie i gryzienie. Oberwałam parę razy zębiskami, ale się chyba dogadaliśmy ;) Jeszcze popracujemy ;) Troszke pofriendlowaliśmy z psikaczem, skonczyliśmy oczywiście przy staniu w miejscu konika ;) Czyli na psikaniu jakies pół metra od konia, ale się nie śpieszymy ;) Na miły koniec pasionko jeszcze ;) W przerwach  miedzy zabawami troszke pocofaliśmy i pozatrzymywaliśmy się, nawet ze dwa razy zakłusowalismy sobie :)
A w sobote zaczynamy zapoznawanie siostry z jej koniem... ;)

24 kwietnia 2007
W koncu się zebrałam...
.... i wzięłam Buszmena w obroty :) Zaopatrzyłam się w obie liny, przypiełam krótką i poszliśmy się popaść na dzień dobry. Troszkę ukrywanej nerwowości, ale z upływem czasu coraz lepiej :) Czyszczenie na wolności ładnie, z pasieniem się, ale bez wędrowania. No, było jedno wędrowanie ale szybkie Catching i po kłopocie ;) Za to się nam nogi popsuły... Jedną przednią wyczyściłam, jak zwykle na początku szarpanie ale szybkie dogadanie się, i ładnie było. A z tylną koszmar... Jakoś się nam popsuło, wyrywanie, chodzenie, próbowałam utrzymać nogę liną- jeszcze gorzej.  W końcu go trochę pogoniłam, próbowałam jeszcze parę razy, wściekłam się troszkę, koń się nabuzował, probowałam przypiąć długą linę, jakieś cofanie, gryzienie, uciekanie.... Podczas latania nie wyrobił zakrętu i się wyłożył ;) Potem troszkę uważniej biegał... ;> I w końcu jakos udało mi się obniżyć poziom mojej adrenalinki :) Już w miarę na spokojnie się złapaliśmy, przypięłam jakoś linę, zrobiliśmy jojo uparcie przerywane trawą...  Gdzieś tam się w międzyczasie wcisnęło trochę jeża. Zadek ślicznie, aż się zdziwiłam. Przód, jak zwykle- próba gryzienia i potem ładnie. Przy cofaniu czekałam na kroki bez prób zrzucania karota łbem i dopiero wtedy przerywałam.... Może coś kiedyś dotrze ;) Młody jakoś wyjątkowo pchał się do trawy po tym bieganiu, więc znowu poszlismy na dróżkę. Tym razem od początku spokojnie ;) zaprowadziłam młodego do podestów, nawet się nie zainteresował... Przeciskanie między dwoma stojącymi, z jakimś lekkim wachaniem, ale ładnie. I zabrałam się za jojo między tym czymś. Myślenie, wachanie, kroczek w tył, stanie, myślenie, kroczek... I znów myślenie, kroczek, myślenie.... Cofnęliśmy parę razy, jakoś chyba to skupiło młodego... W końcu to była zabawa z celem :) Poprosiłam o okrążanie z przejściem między podestami, na poczatku nie za bardzo potrafiłam wytłumaczyc o co mi chodzi. W międzyczasie jeden podest się przewrócił- i dobrze, bo tylko linę hamował :P W lewo w końcu się dogadalismy- po paru zwolnieniach przed podestami dostałam ładne przejście kłusem. Odangazowałam zadek i dałam chwilkę ;). W drugą stronę gorzej. Zawziął się, ze on będzie przechodził do stępa lub się zatrzymywał przed, i już :) Może było trochę mojej winy, często próbował przechodzić nie tam, gdzie chciałam- byc może moja niewyraźnośc( fajne słowo ;>). Cofnęłam się, pomęczylismy się trochę, parę nieplanowanych zmian kierunku, nawracanie konika i udało się zrobić kółeczko w kłusie ;) Pomęczylismy trochę nogi jeszcze, ale bez czyszczenia- po prostu podnoszenie. Aj, przy zadniej lewej koń przestawiał zad zamiast dać nogę..... Nie wiem dlaczego. Pewnie znowu moja wina. Jakoś w końcu udało sie podnieść wszystkie giry i poszliśmy do wody na chwilę- w koncu gorąco ;) Napatoczył się hamak, poprosiłam o przyjście do mnie pod sznurkami od tego hamaka- kiedyś wyglądał jakby sam z siebie się nad tym zastanawiał ;) Przylazł i.... kłapnął mnie w nogę, tak mocno. Zdenerwowałam się trochę, pocofałam go...  Ech, trzeba się opanować. Mogę go cofać, ale na zasadzie zabawy, a nie ze złościa....  Poprosiłam znowu o przyjście do mnie pod, potem o cofnięcie(powoli i ostroznie, ale udało się ;>), jeszcze przelazł ze dwa razy i z hamakiem koniec na dziś ;) Potem był czas na obłaskawianie strasznego przejścia koło garażu. Robi się coraz mniej straszne ;) Jakieś cofanie między drzewkami- fajne uspokojenie, i chyba skupienie ;) Udało nam się nawet zaglądnąc do garażu dość głeboko ;) Pochodziliśmy, powąchaliśmy i wróciliśmy ;) Poprosiłam jeszcze o cofnięcie na jeża i chciałam zdjąć kantar. Jakies machanie głową, rozumiem że są muchy, ale bez przesady. Trochę pomogłam młodemu machać ta głową i w końcu udało się zdjąć sznureczki :) Potem przyszłam jeszcze na hamak, i co Buszmen zrobił?? Przelazł pod sznurkami od hamaku ze 3 razy, tak sam z siebie. Zdolny koń :P Ogólnie parę niemiłych chwil, ale pare też bardzo fanych, miłych i ze skupieniem ;) Powoli i mozolnie wciskam w siebie to savvy ;)

23 kwietnia 2007
Dłuuuga lina... ;)
Jak wyżej- udało mi się w końcu dorwać długą linę ;) Sięga od końca mojego pokoju do 1/4 schodów, czyli trochę metrów ma ;) Dzisiaj jakoś to ogarnełam, złapałam i poszłam wypróbowac ;) Poczyściłyśmy się na wolności, tylko że w trochę innym miejscu niż zazwyczaj. W tym innym miejscu była dużo lepsza trawka, więc kobyłka się pasła, a ja machałam łapami ze szczotkami ;) W pewnym momencie zrobiła trochę za dużo kroczków, stwierdziłam że ją odgonię- chcesz się poruszać?? Ok, ale w moim tempie :) Zatrzymała się, zdjęłam presję, parę odangażowań zadu, chwilowe złapanie za kantarek( znów za mało wyraźna przy przywoływaniu i prośbie o podążanie za mną jestem...) i kobyłka polazła ze mną z powrotem do szczotek ;) Troszkę poutrwalałyśmy psikanie, ale tak bez przekonania. Parę psiknięć, kobyłka była zajęta bardziej trawą niż psikaniem, więc skończyłam. Jak będzie więcej czasu to trzeba się zabrać za rozluźnienie jakies przy tym ;) Przede mną cały tydzień majowy :) Birma w sumie myślała tylko o jedzeniu, więc spełniłam jej marzenie (chyba ;>)- polazłyśmy na dróżkę za pastwiskiem. Podjadła troszkę i zaczęłam testowac linę- a właściwie to lina zaczęła testowac mnie ;> Poprosiłam o cofnięcie do końca dłuuugaśnej liny w jojo- nieźle, na 1,2 fazę, ale z przerwami i zastanowieniami. Starałam się być cierpliwa i wolna w fazie 1, tak średnio mi wychodziło... Yo do mnie ślicznie, lekko, tylko troszkę tak po skosie.... Następne coś do zrobienia- popracować nad prostością przy podchodzeniu do ludka. Jakiś bocznych przy płocie spróbowałam- stałam w większej odległości od Birmy. Ogolnie raczej nieporozumienie, jestem za mało wyraźna, za bardzo sie plączę w tej linie jeszcze... Potem troszkę CG. Troszkę kłusa, w lepsza stronę- zresztą kobyłka sama kierunek wybrała. Planowałam zająć się kłusowaniem i przejściami w górę i w dół, ale plany lubią się zmieniać ;) Po raz kolejny zauważyłam niechęć/niezrozumienie przy odesłaniu w prawo-  konik w lewo, a ja w prawo ;) Taka mała rozbieżność. Troszkę zaczęłyśmy nad tym pracować... I tu zaczęła mnie wkurzać długość tej liny :P Żeby zablokowac konia carrotem, fajnie byłoby go mieć blisko. Żeby miec go blisko, trzeba jakoś tą linę poskładać i trzymać prawie połowe w łapach... A jeszcze na dodatek łapom zdarza się ją wypuścić :P Trochę się pomęczyłyśmy, jak konik wybrał nie ten kierunek, który starałam się wskazać, to albo blokowałam karotem drogę, albo odangażowywałam zad i prosiłam jeszcze raz. Po paru kłótniach i dyskusjach w końcu doszłyśmy do porozumienia. Czasem zamiast okrążania prosiłam o zwykłe jojo, bo kobyłka zakładała z góry ze ją poprosze o pójście w którąś stronę, a nie o stanie. Więc czasami ją zaskakiwałam, przynajmniej starałam się ;) Skończyłam po ładnych odesłaniach- jedno w prawo(gorsza strona), jedno w lewo(to chętniej wybierane), jedno jojo. I znów polazłyśmy na trawkę ;) Duzo much, meszek i paskudztwa wszelkiego... Pobudziło sie to ;/ Pobawiłam się jeszcze w łapanie, bo kobyłka zaczeła krążyć dość daleko. I tu spostrzeżenie z mojej strony- jak już przyjdzie jej do głowy żeby się zatrzymać( co dzieje się po paru kółkach galopem), to zdejmuję presję i czekam chwilkę. Zazwyczaj nie musze podchodzić odangażowując zad, bo konik sam rusza w moją stronę ;) Złapałyśmy się, a potem znowu kobyłka się urwała. Tym razem musiałam się trochę nabiegać za nią... Ja pobiegałam, ona pobiegała, i znowu się złapałyśmy ;) Była zdyszana, nie chciałam jej tak zostawić. Troszke pojeżowałyśmy, postępowałysmy, poskręcałyśmy i pocofałyśmy- te wspólne cofania bardzo mi się spodobały, były jakieś takie i lekkie, i szybkie, i długie... I wogole fajne ;) Jak zbaczała w bok, to po prostu wystawiałam karota przed pierś. Potem zgodnie polazłyśmy na górę :)
Ale ja sie rozpisuję... Trzeba zacząć się ograniczać ;)
A, najważniejsze ;) Moja siostrzyczka pisze jutro i pojutrze testy gimnazjalne... To znaczy, że w końcu się zabierze za  Młodego :) Przynajmniej coś w tym stylu mi obiecała ;>

21 kwietnia 2007
Sobota ;)
Dzisiaj znowu Birmusia ;) Posiedziałam trochę, bo akurat wcinała sianko. Doczekałam się momentu, kiedy przestała i założyłam halterek. Na poczatek zabrałyśmy się za FG z psikadłem. Z lewej strony gorzej niż z prawej, ale jest dobrze. Będziemy jeszcze ćwiczyć :) Troszkę pasienia na dróżce i czyszczenie. Dzisiaj znowu na wolności. Zrobiła pare kroczków pod koniec, ale nie odeszła jak zwykle tylko się zaraz zatrzymała. Czwartkowe ganianie coś dało chyba ;) Od pewnego czasu mam wrażenie, jakby przy czyszczeniu była trochę bardziej rozluźniona niż kiedyś. Nie ma takiego oglądania się na mnie jak czyszczę pierś czy brzuch, szyja podczas pucowania jej jest też taka jakby mniej napięta... MIło ;) Nigdy nie było problemów przy czyszczeniu- wróć, nie zauważałam ich kiedyś ;) Kobyłka się nie wierciła, ale wiedziałam ze jest niezadowolona z pucowania niektórych miejsc. Od pewnego czasu sobie to uświadomiłam, i zmienia się to na lepsze ;) Spróbowałam popsikać owadostraszydłem konika. Gorzej niż z wodą, to chyba przez ten zapach... Większy niepokój, ale jako tako się udało. Na razie będziemy ćwiczyć z wodą, psikanie czymś zapachowym tylko niepotrzebnie wprowadza atmosferę niepewności... Osiodłałam- małe "ale" przy popręgu, nawet oberwałam w nogę zębiskami. Ale tylko jeden był taki zryw, potem już ok. W nagrodę znowu na trawkę :) I tu następne przemyślenie- kobyłka dość chętnie na moją prośbę odchodzi od trawy. Cmoknę, Birma pare razy pośpiesznie na pożegnanie skubnie zieleninki, i bez śladu złości rusza za mną ;> Ostatnio na pastwisko przytargałam dwa takie podesty na których składuje się jakieś budowlane dziwactwa- dzisiaj się z nimi bawiłyśmy troche ;) Podejście, obwąchanie i przeciskanie- między mną a tym czymś, między tym czymś a płotem, między dwoma tymi czymyś, i w koncu między jednym leżącym a drugim stojącym. Raz się jeden podest przewrocił bo kobyłka go gryzła, ale postawiłam i nie było wachania przed przejściem obok :) Ogólnie ładnie, parę razy retreat przy niepewności, trochę żucia, troche grzebania... Chciałam poproić o postawienie jednej nogi na podeście, ale nie za bardzo wiedziałam jak to zrobić... Było jakieś grzebanie, ale nie wiedziałam jak zachęcić do postawienia na... W końcu parę razy podniosłam nóżkę i oparłam na podeście ;) Trochę poleżała nóżka, ale po chwili schodziła na ziemię. Ok, dobrze jest. Skoro nie wiem jak przekazać to co chcę, to nie będę tego na razie wymagać ;> Jakies boczne bez ogrodzenia w dwie strony- takie pod kątem, ale bez wyraźnego zbaczania w przód ;) I wsiadłam. Mały kroczek przy wciąganiu sie na siodło, ale potem stanie. Postępowałyśmy trochę, chyba mniej więcej zaczynam przyjmować dobrą pozycję pasażerową :) Spróbowałam trochę kłusa- kobyłka nie była za chętna, a ja nie potrafiłam się dobrze utrzymać.... W wyniku moich przechyleń i podskakiwań zaczęły się przyśpieszenia, więc zrezygnowałam. Pokręciłyśmy się trochę przy bramie stępem.... I w końcu kobyłka stwierdziła ze to jest bez sensu, że idziemy w inny rejon padoku ;) I o to mi chodziło.... Ładny stęp, utrzymanie chodu, a nie ciągłe zatrzymywanie się przy bramie.... Zatrzymałam, zrobiłam zgięcie boczne i zsiadłam. Starczy na dziś ;) Jakieś  przeżucie i idziemy na trawkę ;) Potem jeszcze troche pomęczyłam jeża, sprawdziłam jak z tym stoimy. Popracowałyśmy trochę nad cofaniem od nacisku na nos, zobaczymy czego się nauczyłyśmy następnym razem :) Trzeba troszkę popracować nad jeżem, odrobinkę go zaniedbałam. Niby jest ustępowanie, ale można poprawić i fazy, i jakość :) W każdym razie mamy co robić....
Posiedziałam potem troszkę na hamaku, Buszmen oczywiście prawie non stop przy mnie stał. A Birma też się przypałetała parę razy ;>

19 kwietnia 2007
;>
Dzisiaj kolej na Birmę. Też zaczęłam wolnościowo. Znaczy, zaczęłam od wolnościowego czyszczenia ;) W pewnym momencie kobyłka stwierdziła, że sobie pójdzie.... A ja na to- ok, mozesz iść, ale w moim tempie ;) I biegała.... biegała.... biegała.... A ja czekałam na moment aż sie zatrzyma :) Wtedy się odwracałam i przestawałam machac stringiem, czasem próbowałam podejść odangażowując zad, ale wtedy zazwyczaj kobyłka ruszała dalej. Ale się nagalopowała ;) Po paru zatrzymaniach, gdy zdjęłam presję sama do mnie podeszła ;) Pogłaskałam i ruszyłam przed siebie. Jak zostawała i jadła trawkę to szybkie odangażowanie zadku i konik idzie za mna ;) Wróciłyśmy na poprzednie mijesce, dokończyłyśmy się pucowac ;) Doszedł wreszcie nowy popręg, chciałam go dzisiaj przymierzyć. Założyłam siodło kobyłce na wolności, ładnie, bez uciekana i martwienia się tym czyms ;) Przy zapinaniu popręgu było jakeś tam "ale", uporałyśmy się z tym i jakoś poszło ;) Troszke pochodziłyśmy bez liny, zrobiłyśmy nawet parę kroczków bocznych w jedną stronę przy płocie na wolności :) Ale potem był problem z przywołaniem... Jestem za mało wyraźna przy przywoływaniu do siebie, musze poćwiczyć na linie ;) Rozsiodłałam, przypiełam linę i zabrałyśmy sie za odczulanie na psikanie z psikadła ;) Wypsikałam cała wodę, jakbym miała więcej do dalej byśmy poszły z zaprzyjaźnianiem ;) Ale i tak było ładnie. Mogłam spryskać cała kobyłke, z wyjątkiem okolic głowy oczywiście ;) Nie była super rozluźniona, ale nie była też bardzo spięta. Pare kroczków od czasu do czasu i potem znowu stanie w miejscu, mruganie, czasem nóżka ugięta... Tylko pozycja głowy i szyi była taka trochę "alarmowa"... Troszkę żucia tez było ;) Polazłyśmy potem na trawkę, zaprowadziłam kobyłke do sadu i zostawiłam ;) Musiałam się pobawić w mini catching game jeszcze żeby zdjąć jej kantar, bo zostawiłam go na chwilę na główce... Szybko poszło, tylko po rozhalterkowaniu kobyłka odleciała kłusem... Ale się i tak pogodziłyśmy ;) Przyszłam troszkę bliżej, siadłam sobie i czekałam. Podeszła, pomiziała i poszła jeść trawkę ;)

17 kwietnia 2007
Buszmen... ;)
No to zaczynamy. Pełna pozytywnej energii i wogóle szczęśliwa że idę do potwora polazłam do sadu. Cieszyłam sie na kłócenie się w kwestii kantara..... a tu lipa ;) Parę prób gryzienia i spokoj przy wiązaniu halterka ;) Powędrowaliśmy sobie na dół pastwiska( ja sobie w strefie 2/3 powędrowałam ;>). Wyjęłam szczotki i puściłam potwora wolno. W planach na dzisiaj czyszczenie na wolności, przy gryzieniu lub odchodzeniu konia wersja biegamy i się łapiemy. Zdziwiłam się, młody jakoś wyjątkowo ładnie stał przy czyszczeniu ;) czasami nie za bardzo wiedziałam co robić, machac linka dalej, odangażować zad, wymagać żeby podszedł czy tylko tego żeby dał do siebie podejśc... Jakoś skończyliśmy się czyścić ;) Nawet kopytka wypucowałam ;) Troszke się pokłocilismy w kwestii czyszczenia głowy i smarowania jej mazidłem przeciwowadowym, ale tez jakoś poszło. No i się zaczęło cos we mnie gotować... Nie pamiętam o co, ale się troche zdenerwowałam na młodego.... ;/ Poganiałam go, troche sie poboczylismy, on stwierdził że potrafi skakać i że sobie ucieknie... Nie dałam wtedy za wygraną, poleciałam za nim ;) I tu zaczęła się chyba najlepsza częśc dzisiejszego dnia ;) Zatrzymał się, ok, ja też. Podejście z odangażowaniem zadu do konia, pozostanie w strefie pierwszej po wczesniejszych doświadczeniach (jak wchodziłam "głebiej" w konia to chciał gryźć i zaraz zwiewał, więc odpuściłam wchodzenie "głebiej" ;>). No, to idziemy na wolności na dół. Stajesz?? Ok, to kroczek zadkiem w bok. I tak sobie doszliśmy, z zatrzymywaniami i różnym zboczeniami, do żerdzi którą przeskoczył. Tu się koń zbuntował, zaczął jeść trawę i strategia kroczek w bok przestała działać. Ok. to zrobimy więcej ;) Konik się okręcił parę razy wokół przodu ruszając zad, starałam się przerwać po czymś, co moim zdaniem wymagało od niego jakiegoś wysiłku( większy krok, skrzyżowanie nóg, stojacy przód w miejscu....) i albo ruszałam przed siebie,albo stawałam i za chwilę ruszałam. Parę razy tak się pokręciliśmy razem, wymagałam dość szybkich reakcji, młody robił po 2, 3 kółka.... I stwierdził, że jednak woli iść za mną ;) Wleźliśmy, zamknęłam za nami i poszliśmy w dół do bramy. jakieś zatrzymanie po drodze, przy wyprzedzaniu mnie znowu zadek w bok-takie przypomnienie że żyję ;). Przypięłam line i poszliśmy się popaść. Potem jeszcze troszkę przeleciałam po młodym szczotką-spocił się nie ma co :) Tylko nie wiem, czy zmęczył się fizycznie, czy psychicznie ;) I poszliśmy zgodnie na górę, razem. Do sadu też wyszliśmy wspólnie ;)) Chyba pokazałam, że nie jestem takim nikim dzisiaj ;) Ogólnie większość czasu spędzona dzisiaj bez przypiętej liny, tak mniej więcej wolnościowo..... A wszystko dobrze poszło i nam Dg zadu na wolności ładnie wychodziło ;)

16 kwietnia 2007
Sprawki bieżące...
W piatek wreszcie zdobyłam pastę i odrobaczyłam koniska ;) Troszkę miziania po pyszczkach tubką, rozmowa z Buszmenem na temat zakładania kantara, trochę niechęci co do pasty(zwłaszcza u Birmy), ale jakoś poszło ;) Dzisiaj przyszedł czas na "odrobaczanie" stajni ;). Ale się wymęczyłam... Wszystko sama zrobiłam ;> Mycie wszystkiego, bielenie ścian wapnem, a do tego jeszcze przekonywanie koni że ten straszny zapach(wapno ;>) ich nie zje, i ze moga spokojnie wleźć do stajni..... Trochę niepewności, podchodzenia do drzwi, uciekania od drzwi, i w końcu wlazły ;)) Co jeszcze.... A, pastwisko było nawozem posypywane, więc na razie potwory chodzą po sadzie. Przynajmniej maja trochę trawki.... I od czasu do czasu znajdują jakąś dziurę i wchodzą tam, gdzie nie powinny :))
I ranka Birmy ślicznie juz wygląda... Jeszcze chyba nigdy nie wyglądało to tak ładnie :)) Smaruję na przemian maściami, parę dni Tribiotikiem, potem pare dni Rivanolem...Chyba się zagoi w końcu ;))
I wracamy do zabaw. Chyba jutro :>. Na pierwszy ogień pójdzie Buszmen, tak po przerwie, ze świeżym umysłem z mojej strony, ze świeżym nastawieniem.... Zobaczymy jak będzie :)

07 kwietnia 2007
Z siostrą ;>
No. W czwartek wieczorkiem doczekałam się niemozliwego. Gadałyśmy trochę z siostrą o koniach, stajniach i naturalu, i.... spytała się (sama z siebie, nawet tego tematu nie zaczynałam ;>>) czy pójdę z nią do Buszmena !! ;>Uff, nareszcie jakiś krok  z jej strony ;)
Więc w sobotę wybrałyśmy się do potworów. Pogoda sprzyjająca-plus ;) Wreczylam siostrze stringa, tak co by miala sie czym odganiac od konia jak poczuje sie niepewnie. Siadlysmy sobie, Birma oczywiscie nas olala, a Buszmen od razu sie do nas dowlekl :) Posiedzialysmy, raz zaczepial mnie, raz siostre. Stwierdzila ze nie widziala tak nachalnego stworzenia :P Przylazla do nas kobylka, zabralysmy ja i siostrzyczka bawila sie we wszystkie 7 gier :) Nie bylo zle, tylko czasem Birma podchodzila do mnie. Usunelam sie wiec troszke ;) Stwierdzilam ze to jest troszke nudne, uczyc sie na koniu, ktory to juz zna. Uczy sie ludek mniej wiecej faz, i tego jak to wszystko dziala, ale nie ma tego doswiadczenia w rozwiazywaniu problemow....Ale nie ma sie co martwic. Z Młodym jeszcze nauczy sie rozwiazywac problemy ;)
W kazdym badz razie na nastepny raz chyba juz zaczniemy powoli Buszmena zabierac... Zobaczymy jak to pojdzie ;)
Na koniec jeszcze troszke pomeczylam Birme. Troche okrazania w klusie, jakas zmiana kierunku na lepsza strone, boczne bez plotu... Ale nam te boczne ladnie wychodza ;)) Lekko koryguje chodzenie do przodu i dostaje sliczny ruch w bok. A pomyslec ze na poczatku bylo tyle problemu z bocznymi, i to przy plocie.... ;))

05 kwietnia 2007
;>
Na razie młody idzie w odstawkę, tak do po świąt. Muszę się naprawić, zdobyc cierpliwość i troszkę teorii ;) Zobaczymy co będzie po przerwie.
Więc dzisiaj znów kobyłka ;) Miałyśmy małą kłótnię, ale dobrze było. Na początku takie niby Catching Game, potem czyszczenie. Na wolności. Kobyłka stwierdziła że sobie pójdzie, więc znowu Catching, i skończyłyśmy się pucować już na linie. Dolazłyśmy do bramy bokiem- nowość w naszym wykonaniu ;), i zaczęło się pasienie. Które się oczywiście zamieniło w mini terenik ;) Troszkę pokłusowałyśmy, pocofałyśmy, wchodziłyśmy na mostek, zrobiłyśmy jojo(na 1 fazę ;>), nawet jakieś koślawe boczne nam w terenie wyszły.... ;) I pasłyśmy się ;)) Wróciłyśmy, właściwie wkłusowałyśmy na pastwisko,i zabrałyśmy się za opony. Przeciskanie przez wąską szparkę. Trochę wachania, jakieś grzebnięcie nóżką, ale nie musiałam wycofywać i prosić jeszcze raz. Zawachała się, ale zaraz potem przeszła. W druga stronę to samo. Przeszlyśmy tak, i poprosiłam o cofnięcie. Tu gorzej. Wogóle mamy problem z cofaniem między przedmiotami i z przechodzeniem nad czymś. Zbaczanie zadem w jedną stronę, dużo przywoływania, głaskania, korygowania. W koncu udało mi się ją ustawić tyłem, w miare blisko opon. Rozsunęłam troche opony, żeby było łatwiej, i od nowa. Jakoś ją przepchałam na jeża, postałyśmy, pomyśłałyśmy i od nowa. Poszło juz szybciej, cofnęłyśmy parę razy, ale dalej z wachaniem. Zabrałam opony, chciałam zrobić CG i YG siędząc na nich. Nie za bardzo chciało wyjść ;)) Odpuściłam, rozstawiłam opony i poprosiłam o Cg przez przerwę( już na stojąco ;>). Przyśpieszanie, zwalnianie, przywoływanie przez prowadzenie przodu, jak w jojo(nie przez odangażowanie, poćwiczymy przychodzenie w ten inny sposób. Przyda się potem przy zmianach kierunku ;>). I tu była kłótnia, a raczej nieporozumienie. Zakłusowania ładnie, zwalnianie też, ale tylko za pomoca spuszczenia powietrza i liny. Chciałam spróbować zwolnić przez machanie CSem przed koniem. I tu się załamałam. Kobyłka widząc karota przed sobą, zamiast uciec od presji zwalniając, zaczeła przyśpieszać!! Lina wysunęła mi się z ręki, kobyłka zaczęła galopować. Próbowałam odangażować zad, ale ona dalej przyśpieszała. W końcu złapałam linę, zatrzymałam, i przestawiałam zad za pomocą bacika przez jakies pełne koło, czy dwa. Było już ładnie, więc odpuściłam. Jeszcze jakaś taka podobna sytuacja była, tylko że wtedy musiałam dotrzec kobyłce do głowy przez mocniejsze potrząsanie lina... Trochę postałyśmy i odpoczęłyśmy, znowu poprosiłam o CG, ale tym razem nie używałam juz CSa do zwalniania. Musze Savvy System przejrzeć. Przywołałam(naewet ładnie nam to wychodzi, tylko kobyłka czasem nie podchodzi prostopadle do mnie, tylko trochę z ukosa), polazłyśmy do ogrodzenia i wylazłyśmy poza pastwiko bocznymi. Przy przejściu przez bramę troszke sie te boczne schrzaniły, poprosiłam więc jeszcze raz, tym razem poza pastwiskiem, bez ogrodzenia. I ładnie nam juz wyszły ;) Troszkę skorygowałam spływanie do przodu, ale poza tym cudo ;)) Pozwoliłam się paść, ale kobyłka jakoś chętna nie była =0. Wróciłyśmy więc, zaprowadziłam kobyłke do wody i puściłam. I znowu dzisiaj było dużo nastawiania sie do drapania po łebku i przy uszkach w przerwach między zabawami :))

02 kwietnia 2007
Czarny Wór Na Śmieci ;)
Dzisiaj w menu był zesta Birma+Wór. Standardowo najpierw wyrwałam kłaki liniejącej kobyłce, potem zaczęliśmy friendly. W miarę szybko się okazało że Wór wrogiem nie jest, może podrapać, podotykać nóżki, nawet główke tez ostatecznie ;) Potem przygniotłam straszydło oponami i poprosiłam o przejście nad Worem. Oj, było żucia, grzebania nogą, próbowania, ziewania..... ;) Po pewnym czasie próby stały się jakby rzadsze, stopniowo więc zmniejszałam wyzwanie- powstała wolna przerwa między Worem a oponą, potem przerwa się powiększała... W końcu po którejś zachęcie udało się przejść. O dziwo, w drugą stronę bez problemu. To idziemy jeszcze raz na prawo. I znowu problem. Ciekawe. Na lewo-ładne przejście. Doczekałam się w miarę ładnego przejścia na prawo, poprosiłam o przyjście do mnie przez folię(jak w jojo), tez trochę zbaczania, grzebania.... Wycofałam, ustawiłam ładnie przed oponą, troche wachania.... I przeszło nawet nie wiadomo kiedy ;) A w miedyczasie wyszło nam przez przypadek postawienie nogi na oponie ;) Poszłyśmy na trawkę, potem jeszcze troszkę pokłusowałyśmy, postępowałyśmy i pocofałyśmy. Skupiło to troszkę kobylkę na mnie, po zdjęciu kantara dalej się trzymała ;) Oddaliła się w celu zrobienia kupki, stwierdziła, że juz nic fajnego nie robimy i sobie poszła ;)

01 kwietnia 2007
Buszmen... ;)
Co by jakoś naprawić to co wczoraj popsułam(czyli wizerunek mojej osoby) dzień dzisiejszy odbył się pod hasłem- Młody Potwór. Poczekałam aż sam się do mnie dowlecze, założyłam kantar -sznureczek w pewnym momencie wlazł do pyszczka dalej niż konik by chciał i był spokój przy dopasowywaniu halterka ;) Z zamiarem nie denerwowoania sie za wszelką cenę ruszyliśmy w dół pastwiska. Na miły początek trochę trawki. Potem jeż, spokojnie, z wolnymi fazami. jakoś się udało w każdą stronę, skończyłam na którymś tam ładnym cofaniu. A, jeż dzisiaj tylko rączką, bez carrota. jakieś czyszczenie, ogólnie koń sie interesował bardziej kurtką leżącą na ziemi niż tym co robię. Podrzucał ją, majtał, trzymał zębami... Pełna twórczość :) Przy szczotce włosianej próbował gryźć, i nagle mnie olśniło. Może on się po prostu boi tej szczotki. Dałam powąchać, pogryźć, powpychałam do pyszczka dając do zrozumienia że to gryzienie jednak nie jest takie fajne i było trochę więcej spokoju. Potem troszkę zaprzyjaźniania z dużym czarnym worem na śmieci. Po dłuższej chwili spokojnego stania poszliśmy na trawkę, by po powrocie znowu zabrać się za folię ;) na poczatku próbował gryźć, dałam do zrozumienia że nie o to chodzi i po wstępnym oswojeniu sie z huśtającym sie strachem gryzienie się skończyło ;) Skończyliśmy na majtaniu z boku konia workiem.  Puściłam Birmę do sadu, a z młodym poszlismy oswajać koniożerne przejście koło garazu ;) Buszmen codziennie ma traume żeby tamtędy przejść, a chodzi tam od urodzenia. Dzisiaj sie okazało że belki nie koniecznie są głodne, a stolik też chyba nas nie będzie ganiał. Obwąchaliśmy to co wydało się ciekawe lub straszne, nawet dostałam od konia propozycję na wejście w "boczny placyk" za drzewkami. Przyjęłam, czemu nie ;) Wleźliśmy, wyleźliśmy, przeszliśmy parę razy w tą i w tamta obok garażu i puściłam potwora. Całkiem miło było, nie dałam się wyprowadzić z równowagi. Niby wszystko dobrze, ale nie czułam jakiejś takiej radości z bycia z nim. Ale o niebo lepiej niz wczoraj ;) Przeżyjemy jakoś do maja, potem weźmie go w  swoje łapy siostra. mam nadzieje że stosunki ja-Buszmen ulegną do tego czasu poprawie :) A, i udało mi się wyczyścić kopytka dzisiaj, z nastawieniem na niewyrywanie. Nie było źle ;)
Po południu wyszło nam undemanding time. Leżałam sobie na hamaczku z książką, a koniki się pasły. Birma parę razy podeszła, potem sobie polazła na dobre. Buszmen spędził dużą część czasu przy mnie, w pewnym momencie nawet zaczął oczka przymykać ;) Ogólnie miło. Widać w takich momentach charakter potworów- Buszmen towarzyski, nie tak łatwo go zrazić. Birma bardziej taka niezależna, "zobaczę co robisz, ale potem sobie pójdę gdzie chce". Musze sobie zasłużyć na to, żeby chciała dłużej ze mną byc ;)) Na linie wszystko ok, ale przy undemanding wychodzi szydło z worka ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz