wtorek, 3 sierpnia 2010

Listopad 2007

28 listopada 2007
Po przerwie....
W końcu, po ponad tygodniowej przerwie, udało mi się wyskoczyć na dłużej do koni.... Przedtem przeszkadzały mi albo wyjazdy, albo choroba....
Na początku miałśmy małe starcie, pokłóciłyśmy się o wolnościowe odejście od siana. Na linie pewnie nie byłoby problemów.. Ale jakoś dopiełem swego, oderwałam kobyłke od jednej kupki, i zaraz potem zaprowadziłam do drugiej :)
Przeczyściłam trochę mojego już nie białego konia.... I poszłyśmy na spacerek ;) Zaczęło sie bardz fajnie, przez całe podwórko, aż do bramy kobyka szła za mną wolnościowo ;) Jak się troszkę oddalała, to wystarczyło że ją zawołałam i wracała do mnie ;) Kantar założyłam dopiero przed wyjściem na ulice :)
Trawa nam poznikała, więc było trochę mniej pasienia niż powinno być.... Pobiegałyśmy troszkę, poprosiłam poprzez przeciskanie o przejście przez mały rów, poćwiczyłysmy równowagę na górce poprzez częste zatrzymywanie się przy schodzeniu, trochę pogadałyśmy na temat tego, kiedy można się do trawy schylać :)
Okrężną drogą doszłyśmy na ujeżdżalnię, a Birma była nadal w miarę spokojna. Spokój prysł jak ujrzała w oddali inne konie. Więc sam teren ujeżdżalni nie ejst straszny, problemem sa konie w zasięgu wzroku... No cóż, poszłyśmy się z nimi przywitać, wróciłyśmy na ujeżdżalnie, i było już spokojniej ;) Wsiadłam, chciałam powozić się stępem, ale podłoze na ujeżdżalni było fatalne, wiec zaczełyśmy wracać do domu. Był lekki problem z zatrzymywaniem, wiec co kilka kroków prosilam o stój. Spotkałysmy jakiś samochód, który za wielkiego wrażenia na nas nie zrobił, i pomęczyłam kobyłke staniem w miejscu. Potrafimy się w terenie zatrzymać, ale stać to już ciezko jest... Jak kobyłka w końcu podjęła decyzję o neiruszaniu nóg przez dluższą chwilę, to zsiadłam. Było żuj żuj, i poszyśmy na resztki trawki jeszcze ;)

Wracając strasznie zmarzłam, musze w końcu jakies porządne rękawiczki sobie załatwić...
I chyba w końcu kupię kobyłce ochraniacze- zimą jest łatwiej o potkniecia i poślizgnięcia, nie chodzi się tak fajnie jak latem. Do tej pory żyłam myślą o jazdach na ujeżdżalni, ale podłoże jest gorsze niż sie spodziewałam.. Połączenie wilgotnego piasku, śniegu i ujemnej temperatury.. Brr.... Więc zostają nam tereny, bo na pastwisku też tak średnio komfortowo będzie.
Wniosek->zaczynam szukać ochraniaczy  i robię się na bałwanka;)

 
13 listopada 2007
Spacerek =)
Strasznie mi się dzisiejszy dzień podobał :) To był dzień z cyklu "jest fajnie i uświadamiam sobie, jak dużo osiągnęłyśmy" =)
Byłyśmy w terenie, ale tym razem naziemnym. Spacerek żywszy od wszystkich poprzednich, znalazło sie miejsce i na kłus, i nawet na pare foule galopu. Dużo pasienia (to dla Birmy) i trochę biegania ( to dla mnie). W praktyce wyglądało to tak że latałyśmy od jednego miejsca przystankowo-pasieniowego do drugiego kłusem lub stępem, w zależnosci od podłoża i moich sił :P Ogólnie dawałam radę i nie zostawałam jakoś daleko w tyle za koniem, ale odpadłam przy próbie wkłusowania na górkę :P Nie dość że ciężko było mi podbiec, to sie jeszcze ślizgałam :P
Jestem pełna podziwu dla równowagi mojego konia na górkach. Zero przyśpieszania przy schodzeniu, w ramach eksperymentu poprosiłam o kłus w dół- kobyłka zaczęła się ślizgać, ale nie przyśpieszyła, nie było mowy o leceniu w dół na łeb na szyję. A pomyśleć, ze kiedyś przeklinalam nasze krzywe pastwisko :) Teraz się cieszę, że całe jest takie "pochyłe", jestem mu "wdzięczna" ;)
Doszłyśmy dzisiaj do lasu, na początku Birma była zaskoczona nagłym ograniczeniem przestrzeni przez drzewa, ale potem spacerowała z główką na poziomie kłębu- mam leśnego konia ;) Podczas schodzenia w dół w lesie miałyśmy zabawną sytuację. Było ślisko, na ziemi leżaly mokre liście. W pewnym momencie potknęłam się i przystanęłam żeby odzyskać równowagę. A co zrobił mój cudownie wyszkolony koń?? Ludek stoi= koń stoi. No tak... Tylne nogi zatrzymały sie w miejscu, ale przód nie chciał stanąć :P Przednie nóżki ślizgały się na przód, tył stał... i w rezultacie kon mi sie rozjachał :) Mam kochanego konia, bardzo sie starała zeby jakoś sie zatrzymać :P
Wogóle było strasznie sympatycznie, spokojnie, z ciekawym rozglądnaniem się, po tym "rozjechaniu" się kobyłka zaczęła schodzić z górki ze ślicznie opuszczoną główką... Było tak spokojnie, że nie mogłam sie oprzeć i wsiadłam z przydrożnego stołu ;) Kobyłka bardzo ostroznie wybierała drogę żeby nie wejść w kałuże czy błoto, a ja uczyłam sie trzymać równowagę przy nagłych skrętach i zwrotach związanych z powyższym. Odważyłam się nawet zakłusować przez parę kroczków ;)
Jaki morał z dzisiejszego terenu?? Zawsze bierz ze sobą kask czy toczek, bo nie wiadomo, co się przydarzy po drodze :P

I ja chcę w góry!!! Tak mi ich brakuje...
 
11 listopada 2007
**** Śnieg!! ****
Zaplanowałam sobie dzisiaj wyjazd w stępikowy terenik. Podczas czyszczenia zaczął lekko prószyć śnieg. Zaskoczyło mnie to trochę, ale pomyślałam sobie, ze taki śnieżek nam nie straszny. Taaa.... Wyszłyśmy poza podwórko i śnieżek zamienił się w prawie-zawieruchę :P
Kobyłka była lekko poddenerwowana, zwłaszcza że momentami dość mocno w oczy nam sypało, ale pod kontrolą.
Zauważyłam ciekawą rzecz... Odkąd Birm odkryła, ze w terenie jest możliwe skubanie trawy, to gdy jest zaniepokojona od razu zaczyna jeśc... Ciekawe. mam wrażenie, ze kiedyś nie wyobrażała sobie jedzenia w terenie, i odkąd to odkryła, to chyba traktuje jako swoistą siatkę bezpieczeństwa :)
Co do pewności siebie... Były jakieś małe zrywy, ale takie nieszkodliwe- czytaj nie traciłam równowagi i po chwili spokój i przemyślenie sytuacji. Ale trafił sie nam też jeden porządniejszy zryw. Kobyłka lekko skoczyła do przodu, ja straciłam równowagę lecąc w tył, i tym samym wypchałam kobyłkę do przodu- co potraktowałą jako sygnał "leć naprzód". Na szczęście boczne działały i szybko sie zatrzymałyśmy ;)
Poprosiłam tez o kłus, który szybko przerodził sie w galop.... Ale taki do zatrzymania ;) Po tym jeszcze parę razy prosiłam o zakłusowania, ale tak tylko na parę kroków.
Wogóle mam wrażenie ze Birma na kantarku jest bardziej "zatrzymywalna" niż na ogłowiu :P Kiedyś musiałam się przez pół duuuzego pola męczyć żeby ją z z galopu na wędzidle zatrzymać :P
Jak już wracałyśmy to wypadła nam taka droga, na której śnieg sypał w oczy. Kobyłka chcąc się od niego uchronić szła z głową przekrzywioną na bok. Zabawnie to wyglądało ;) Żałuję, ze nie mamy opanowanych chodów bocznych z siodła, przydałyby sie :P

 
10 listopada 2007
Lepiej ;)
Rano wyciągnęłam siostrę z łóżka, wsadziłyśmy siodło na rower i poszłyśmy do Iskry ;)
Dwa razy zaskoczenie na plus- Iskra stała przy wsiadaniu, i zazwyczaj ruszała do stępa od łydki. Na minus, ale to nas raczej nie zaskoczyło- problemy z  zakłusowaniem+ momentami brykanie ( bryki zaskoczyły- zazwyczaj uaktywniały się dopiero przy galopie, dzisiaj uaktywniły się już przy kłusie :P). Dużo stępowania, ja poprawiałam siostrę dosiadowo, a potem ona trochę mnie. Nie wiem czy dobrze sie poprawiałysmy, ale w każdym razie nie było to takie bezcelowe wożenie sie ;)
A nastawienie Iskry do ludzi jak zwykle.... Odbębnić swoje, zrobić najmniej jak sie da, i wrócić na pastwisko... Załuję, ze nie możemy z nią regularnie pracować...
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Po południu polazłam do mojej ślicznej. Birma przyczłapała do mnie, podziwiam ją. Tyle razy ją w jakiś sposób zawiodłam, a ona dalej podchodzi.... A może po prostu nie jestem taka straszna jak myślałam?? W każdym bądź razie cieszę sie, że podchodzi i puszcza w niepamięć to, co mi nie wyjdzie ;)
Przeczyściłyśmy się dzisiaj na spokojnie, przyniosłam oponę i zaczęłyśmy się bawić. Nawet kantara nie zakładałam, stwierdziłam, że pobawimy się wolnościowo- mniejsze szanse na jakieś zmuszanie konia do tego, czego tak naprawdę nie chce. Jak zmieniamy, to wszytko ;) Birma była bardzo ciekawa co tez wymyśliłam, i bardzo starała się wpaść na to o co mi chodzi ;) A ja chciałam, zeby postawiła nogę na lub w oponie. Było duuużo żucia, ziewania,. machania nogą.... Dużo prób i pytań ;) Po pewnym czasie opona stałą się mniej interesująca, a bardziej ciekawe stało się to co działo sie wkoło. Pomęczyłam jeszcze trochę kobyłę, znalazłam moment  w którym zaczęła znowu sie starać i puknęła parę razy w oponę nogą, dałam smakołyczka na koniec i odprowadziłam na trawkę. Zmarzłam przy tym niemiłosiernie. Nie udało się postawić nogi na oponie, ale i tak podobało mi sie. Jeśli tak będą wyglądały następne dni, to jesteśmy na dobrej drodze ;)
 
09 listopada 2007
Trzeba się zmienić.
Wczoraj wpadłam na chwilkę do koni, tak żeby je przeczyścić. Udało mi się wyczyścić Buszmenowi kopyta na wolności, co jest jakimś tam sukcesem wychowawczym ;)
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Teraz mniej przyjemnie, czyli piątek. Trochę wiało i Birma była lekko rozkojarzona, ale były momenty ładnego skupienia. Pobiegałyśmy trochę, poprosiłam o przechodzenie przez drągi z precyzją-> czyli ćwiczyłyśmy zatrzymywanie się z drągiem między tylnymi lub przednimi nogami. Było trochę problemów z tyłami, kobyłka chciała od razu duży krok stawiać, ale udało sie parę razy. Tu już były lekkie przesłanki niefajnej "atmosfery", ale zaczęło się psuć jak chciałam pomęczyć "krok za krokiem", które nam nie za bardzo idzie.... Już dawno nie trafiłam na taką "ścianę" nieporozumienia, ostatnio było to przy nauce chodów bocznych i przy bocznych nad drągiem. Tyle że wtedy miałam  jakiś pmysł na to, jak sobie z tym poradzic, a teraz dziura w głowie.... A tam gdzie się kończy wiedza zaczyna się przemoc. Mądre zdanie. Co prawda do przemocy nie doszło, co to to nie. W taki stan nie pozwolę się wpędzić. Ale zaczęło mi zależeć bardziej na wykonaniu zadania, niż na tym żeby Birma CHCIAŁA to zrobić i ZROZUMIAŁA o co chodzi.... Zaczęłam skupiać się na zadaniu, a nie na relacjach.... Powrócił prolem, z kórym uporałam się jakiś czas temu. Widocznie tylko go zakopałam, a nie pożegnałam na dobre... Trzeba coś z tym zrobić. A najgorsze jest to, ze zaświeciła mi sie czerwona lampka, a ja ją zignorowałam i dalej próbowałam robić swoje... Na szczęście udało się wykonać częściowo to o co mi chodziło, i chora ambicja pozwoliła mi skończyć. Ale powinnam była skończyć wcześniej...
Jutro pójdę do kobyłki z pomysłem na JEDNĄ zabawę, prawdopodobnie porobimy coś z oponą-> Birma zawsze stara się zgadnąć o co mi chodzi jak postawie to koło przed nią. Dam jej czas, zobaczę co zaproponuje.... Jeśli uporamy się z oponą, to dopiero wtedy odważe sie poprosić o coś jeszcze. Bo jak planuję zrobić za dużo jednego dnia to zaczynam się śpieszyć i wychodzi jakaś chora ambicja i upór. Koniec.

 
07 listopada 2007
I po szczepieniu =)
W końcu zebrałam sie w sobie (czyt. udało się zebrać fundusze) i skrzyknęłam weterynarza do koni... Dzisiaj nasze dwa potwory zostały zaszczepione ;)
Byłam pełna obaw ze coś pójdzie nie tak, ze będzie trzeba konie na siłę trzymać, że Birma będzie uciekać a Buszmen walczyć w jakiś sposób z nami... A poszło jak po maśle ;)
Potworki zostałe zaszczepione w stajni, bez kantara czy chociażby uwiązu na szyi, w czasie wcinania marchewki :) Jedyną ich reakcją było podniesienie głowy w momencie ukłucia, a potem spokojny powrót do jedzonka... Konie potrafią zaskakiwac ;) Dumna z nich jestem ;)
Za chwilkę idę zobaczyć jak sie czują po szczepieniu, czy nic się tam złego nie dzieje... ;)
Jeju, ale się cieszę że to tak bezkonfliktowo poszło ;) Nasłuchałam się i naczytałam o koniach nastawionych na anty do igieł, a tu taka niespodzianka... ;)

 
06 listopada 2007
O zmroku...
Coraz szybciej robi się ciemno, coraz bardziej nieprzyjazne podłoże się na robi na pastwisku... Wiec uskuteczniemy terenowanie. Oczywiscie będe je przeplatać zabawami z ziemi, czasami tez postarmy sie wybrać na ujeżdżalnie....
Dzisiaj postępowałyśmy sobie troche terenowo, ale nie był to taki zwykły teren. Jak siodłałam konia, robilo się już szarawo- zastanawiałam sie, czy nie zrezygnować, ale pomyślalam, ze warto sprawdzić jak się zachowamy w takiej szarości zmrokowej.
I jestem dumna z mojego konia ;) Początek nie zapowiadał sie za dobrze, nie dosc ze koń był troszkę podekscytowany, to jeszcze ja zaczęłam działąć dośc gwałtownie i neicierpliwie. ale dośc szybko sie opanowałam i przeszłam na delikatne sygnały ;) Było parę podkłusowań czy zrywów, ale wszystkie potrafiłam wysiedzieć bez jakiegos mocnego telepania się w siodle i bez ograniczania konia nagłym ściągnięciem liny. Znowu było dośc częste schylanie się do trawy, na początku denerwujące, potem po prostu to zaakceptowałam i prosiłam ponownie o ruszenie.  Nie ma się co denerwować, przynajmniej wiem, ze koń potrafi w terenie stac w miarę nieruchomo ;) Birma uważna, mocno rozglądająca się na boki, ale skrętna i zatrzymywalna ;) I stęp był taki energiczny i przyjemny. Szybki, ale nie tracący cech "stępowych" ;)
Najbardziej cieszy mnie to, że moja kobyka, która w nocy średnio dobrze widzi ( kiedyś musze ją przetestowac pod tym kątem...), zgodzila sie na ta wyprawę, od czasu do czasu próbowała zmienic kierunek, ale jednak akceptowała ten proponowany przeze mnie, no i nie wpakowała się w żadne krzaki ;) Strasznie dumna z niej jestem ;)
Po powrocie od razu poszłyśmy do stajni, ściągając ze sobą Buszmena. Teren był króciutki, ale z szarwki sie już prawie noc zrobiła ;)
Nie wiem, czy czegoś w naszych relacjach nie popsułam tym moim początkowym zdenerwowaniem, mam nadzieję ze nie.... Pod koniec się niby trochę poprawiłam.
ten teren z jednej strony dostarczył mi wrażeń pozytwnych,a z drugiej takich troszkę gorszych... Ostatnio mam wrażenei że znów skupiam się za bardzo na zadaniach... Pobawimy się trochę z różnymi przedmiotami, podczas takich zabaw zazwyczaj zwracam większa uwagę na to co koń mówi. No, i koń chyba też ma większą frajde ;)

Przy okazji tego terenu przypomniały mi się zeszłoroczne wakacje.... Często jeździlismy całym stadem hucułow ( ogier + klacze z latającymi wkoło źrebaczkami =>) po nocach w tereny. W dzień było za gorąco, lub za dużo much- nocą było wprost idealnie ;) te tereny nauczyły mnie prawdziwego zaufania do koni, i pokazały mi, ze takie nocne podróżowanie wogóle jest możliwe. chyba bym nie uwierzyła jakbym sama nie przezyla ;) Niezapomniane wspomnienia.... Noc, las, a ja tylko czuję konia pod sobą, widzę świetliki siedzące wokół kałuży na drodze, i od czasu do czasu dostrzegam białą łatkę na zadzie konia przede mną...Nic, tylko całkowita ciemnosc wkoło... ;)

 
04 listopada 2007
Terenik =)
Wiało troszkę, więc kobyłka była lekko rozkojarzona na początku... Pomęczyłam trochę jeża, poprosiłam o kłus i odangazowania zadu.... Ale koń w pełni "wrócił" do mnie dopiero przy galopie ;) na początku cięzko było zachęcić Birmę do tego galopu, ale po paru pierwszych krokach kobyłka się skupiła i rozruszała trochę ;) Prosiłam o dłuższe odcinki galopu niż zwykle, ale ładnie było. Ale z drugiej strony... Niby dostawałam wszystko o co prosilam, ale tak bez entuzjazmu zbytniego. I miałam wrażenie że Birma cały czas lekko niepewnie się czuje, jakąs taką dziwną minę miała...
Po wstępnym "spuszczeniu" energii i wybadaniu nastroju osiodłałam i poszłyśmy w teren. Chciałam spróbować wsiąść, ale nie miałam zamiaru się przy tym upierać. Kobyłka ładnie stała (!!) przy próbach wsiadania w terenie, więc posadziłam 4 litery i ruszyłyśmy stępikiem ;) Podobał mi się ten teren, Birma była w miarę pewna siebie, mogłyśmy się zatrzymać i postać chwilę w miejscu ( co kiedyś właściwie było nie do pomyślenia... =>), co chwilę stawałyśmy żeby się popaść- tez mnie to cieszy, bo mogłyśmy paść się w jednym miejscu, a nie w trybie: trawa, parę kroków, znów trawa, znów do przodu.... Doszło nawet do tego, że kobyłka sama sie od czasu do czasu zatrzymywała i schylała do trawy ;) Troszke denerwujące to jest, ale na razie cieszy mnie to- znaczy, że Birma się w  miare pewnie czuje w terenie. Był jeden uskok z powodu bażanta, a poza tym to było o wiele spokojniej niż myślałam ze bedzie ;) Robi się ślisko i mokro na pastwisku, niedługo nie za bardzo będzie można jeździć w kółeczko... Wiec zaczynamy wyruszać w tereny ;) Na razie tylko stępem, stopniowo będziemy dokładac kłusik, może nawet galop ;)
Gdy już weszłyśmy z powrotem na podwórko w Birmie odezwała się ciekawośc ;) Wszystko chciała obwąchać, dotknąć, pomiziać wargami... Chyba się jej troszkę humor poprawił ;)

 
03 listopada 2007
.............
Wczoraj byłam na trochę u koni, ale tak tylko żeby z nimi posiedziec. Nie miałam siły żeby robić coś konkretnego....
Za to dzisiaj się pobawiłyśmy trochę ;) Pokręciłsmy parę ósemek w stępie, popróbowałyśmy w kłusie- nie wychodzi jeszcze, ale kiedyś się uda w końcu ;P Dzisiaj już nie skupiałam się tak mocno na samym kłusowaniu, tylko na zachowaniu jako takiego wzoru, więc było troszkę spokojniej niz ostatnio.
 Poczytałam ostatnio co nieco o dwutaktowości cofania i chodów bocznych,.chciałam sprawdzić jak to u nas wygląda. O dziwo raczej dwutaktowo niż cztero, czyli całkiem nieźle ;) Troszke się więc pocofałysmy, pochodziłysmy bokiem, poruszałam trochę przód konia.... Zwracałam uwagę na krzyżowanie się nóg, spróbowałyśmy zrobić boczne na jeża i przestawienie przodu na dotyk na samej łopatce- tak eksperymentalnie. Ale źle nie wychodzi, jakies tam podstawy mamy... Mozna męczyć ;) Ostatnio dużo nowych pomysłów mi do głowy przychodzi, już sama nie wiem co wybrać ;)
W międzyczasie przyszła siostra (LOL!!) żeby troszkę pomęczyć Buszmena, wiec moja uwaga była troszkę rozproszona.... W związku z czym Birma miała więcej okazji do poskubania trawki czy po prostu stania ;) Siostra skupiła się przede wszystkim na niegryzieniu przy czyszczeniu, na razie to będzie nasz priorytet przy Buszmenie.

Poruszałam jeszcze troszkę kobyłkę na drągach,ale tak jakoś bez entuzjazmu było... Poćwiczyłyśmy też wspólne zagalopowania ;) Birma prawie od razu przechodzi w galop gdy ja "zacznę", nawet na gorszą stronę. Naprawdę zadowolona z tego jestem ;)
Pojeździłam tez troszkę dzisiaj, tak jak ostatnio- stęp i troche kłusa, ale było jakoś tak mniej przyjemnie niż ostatnio.... Przede wszystkim chyba dlatego, ze nie do końca byłam skupiona na Birmie, trochę mojej uwagi absorbowała siostra... Cóż, w towarzystwie innych tez trzeba bnauczyc się jeździć... ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz