wtorek, 3 sierpnia 2010

Maj 2007

Zaległości ;)

Poniedziałek(21 maj):
Byłam z kobyłka w terenie, z ziemi ;) Całkiem spokojnie, nawet do lasu udało nam się zajść ;) Troszke pobiegałyśmy, czasami jakies cofanie czy boczne były... Następnym razem będzie trzeba troszke popracować nad wchodzeniem w kałuże, bo ciężko z tym... Jest nad czym się pomęczyć ;) Ogólnie fajnie było, momentami naprawde spokojnego konika miałam ;)

Wtorek(22 maj):
W planach była kąpiel ;) Na początku kobyłka mnie pozytywnie zaskoczyła, bardzo ładnie stała, czasem tylko parę kroczków było. Bez wyraźnych fochów czy niepewności. Już myslałam, że problem wody i kąpieli się skończył całkowicie... Ale nie ;) Problem się zaczął przy polewaniu wężem... Moczenie za pomoca gąbki jest opanowane, ale wąż dość mocną niepewność wnosi. A więc w planach na przyszłość friendly z polewaniem woda z węża, szczególnie zadu- bo z tym było najwięcej problemu. Ale i tak nie jest źle, dalo się jakoś wypłukać konika ;) Na obeschnięcie poszłyśmy podjeść trawki ;))

A tak z innych rzeczy... Potwory mają na razie wolne. W weekend byłam w Tatrach, a tak poza tym to chodze na pole z sierpem coś tam wycinać :P Ale mam nadzieję, że niedługo się znów za nie wezmę ;)



17 maja 2007
Catching Game... ;>

Wydarzeniem dnia bylo to,że znowu udalo mi sie wyciagnac siostre do Buszmena ;) I naprawde nieźle im idzie ;)
Ale nie o tym będę pisac.... To w końcu mój blog, nie siostry ;))
Po zabawach siostrzano-Buszmenowych oczywiscie byl czas na pasionko... Ale Birma sie tak patrzyla... Więc ją puscilysmy luzem, z nadzieja ze nie zwieje :) Kobylka oczywiscie miala troszke inne plany, i po jakimś czasie przy probie zawrócenia jej bliżej pastwiska, zaczęła się oddalać statecznym stępem... A ja- o ty, chcesz iść, to idż. Ale moim tempem ;) Pobiegała sobie trochę po polu, miałam w pewnym momencie stracha, że wleci na droge... Ale by musiała specjalnie i świadomie odbiec od pastwiska i Buszmena, więc szanse nikłe ;)  W koncu udało mi sie odangażowac zadek i namówic kobyłke do paru kroków za mną w kierunku pastwiska ;) Potem chwilka pasionka... I myślałam, że bez problemów powędrujemy na pastwisko. A tu zonk ;)) Powtórka z rozgrywki ;) Tylko że tym razem po paru krokach kobyłka sama wbiegła na pastwisko. Ale przeciez nie o to mi chodziło. Wlazłam więc za nią, zblizyłam się odangażowując zad. Po którymś tam ruszeniu dupki kobyłka sama do mnie przyszła ;)) Wiedziałam już, że jest moja ;) Udało nam się cofnąc troszkę na wolności i nawet zakłusowac... Takie sprawdzenie podążania ;)) Pogłaskałam troszke i tyle na dzisiaj ;)
Podsumowując, czułam,że robię wszystko mniej więcej tak jak powinnam ;)) Nie martwiłam sie problemem, tylko probowałam go rozwiązać. I najlepsze jest to, że wiedziałam jak ;)) Ani sie nie zdenerwowałam, ani nie przestraszyłam...Po prostu zrobiłam to, co powinnam :) Chyba... ;>



15 maja 2007 
;)

Wczoraj polazłam troszkę powozić się na kobyłce. Wypucowałam, poprosiłam o pójście za mną, i powąchałyśmy ustawioną góre opon. Potem wlazłam na oklep. Birma zrobiła parę kroczków, ale zatrzymałam i pozwoliłam się paść. Ona sobie jadła, a ja siedziałam i wczuwałam się w ruchy grzbietu. Jejku, ale się to fajnie napina, podnosi, opuszcza... Żyje własnym życiem ;) Strasznie dużo ruchów ten kręgosłup wykonuje ;) Potem troszkę pasażerowałyśmy w stępie. Jakis kłus też był, ale taki niezamierzony- po prostu kobyłka reagowałam na biegającego Buszmena.  Jednak lepiej jest, jak jest zamnknięty troszkę dalej od nas podczas zabaw... Trzeba zapamiętac ;) I dochodze do wniosku, że całkiem fajnie się juz trzymam w kłusie na oklep :)) Potem puściłam kobyłkę na trawkę, a sama sobie usiadłam i ją obserwowałam. W pewnym momencie Birma zaczęła sie wiercic... I wytarzała się jakieś 3 metry ode mnie ;)) Świetne uczucie ;)) Odkryłam tez sposób na pokazanie jej, że chcę, żeby za mną ruszyła na wolności. Po prostu trzeba zacząć iść, a jak ona nie rusza, to cmoknąć ;) Działa natychmiastowo :)
A dzisiaj miałam frajde przy wybieraniu obornika :P Lało na dworze, i tak mi się fajnie na duszy zrobilo, jak sobie pomyślałam,że zrobię przyjemność potworom ;) Pościeliłam w stajni duża porcyjką suchej slomy, będzie się im miło tarzac po tym deszczu ;))



13 maja 2007
Rodzinka ;)

Szukałąm ostatnio czegoś o rodzince moich potworów w necie... I znalazłam parę zdjęć ;) Pochwalę się ;)
To Bachmat. czyli tatuś Birmy ;) Orginał, nie?? ;> Strasznie mi się podoba. Ta dupcia i nogi ;) Pyszczek tez ;)


A to mamusia mojej ślicznej. Bigamia ;)



A to jakaś reszta rodzinki od strony ojca, czyli Bachmata. Dziadkowie, pradziatkowie, prapradziatkowie, jakieś babcie.... Wszystko kolorowe(czyt. w ciapki ;>) ;)
Bongo

Pirania

Burnus

Bułat

Tarzan


Strasznie mi się podobaja te konie ;)

P.S. Byłam dzisiaj na swięcie konia w Siedlcu. Całkiem fajna impreza ;))



12 maja 2007
Birma razy dwa ;)

Pierwsze podejście było rano. Plany na dzisiaj- przezroczysta folia ;). Troszkę się pooswajałysmy z folią, było machanie, szeleszczenie, zarzucanie na konika, jakies tam dotykanie uszu i główki... Ogólnie ładnie, czasem jakiś krok, ale raczej stanie w miejscu, bez wyraźnej paniki. No i zabrałyśmy się za chodzenie po folii ;) Żeby było łatwiej, zaczęłyśmy od chodzenia za mną. Jak kobyłka się wachała, to stawałam, głaskałam i po chwili prosiłam znowu o przejście. Parę razy pochodziłyśmy tak i spróbowałyśmy DG ze strefy 3.... I udało się ;) Tez wachanie jakieś, grzebanie nóżką, ale ładnie poszło ;) Przelazłysmy z każdej strony, jak tylko się dało ;) W nagrodę i dla odpoczynku poszłysmy się popaśc... I to tyle ;) Zaczęło lać, dzielnie siedziałam z kobyłką, ale w końcu stwierdziłam że raczej nie przestanie... Oczywiście jakieś 5 min po puszczeniu Birmy przestało padać... Cóż, ma sie to szczęście ;)
Jeszcze pomęczyłam Birmę troszkę po południu ;) Przeleciałyśmy się troszkę kłusikiem, i potem chciałam przejść przez folię... Ale jakoś popsuło nam się podążanie za mną. Nawet nie było specjalnych prób przejścia ze strony kobyłki, po prostu stawanie przed folią. Pobiegałysmy więc sobie trochę z dala od folii i poćwiczyłyśmy podążanie. Troszkę ostra byłam... Ale podziałało ;) Jeszcze potem przez chwile DG i spróbowałyśmy przeciskania. Oj, ciężko... W końcu dałam za wygraną, przeszłam na druga stronę i przywołałam kobyłkę jak w jojo. Po chwili wachania przyszła. Tak mnie coś tknęło... I poprosiłam o cofnięcie ;) Zdziwiłam się ;) Bez zatrzymywania, bez spływania na bok, na 1 fazę... Tylko że szybko, tak żeby jak najszybciej mieć za sobą tą folię ;) Spróbowałysmy jeszcze raz, i na koniec trochę CG z przejściami w górę i w dół. Kiedyś musimy popracowac na serio nad tymi przejściami, szczególnie w dół. Tak, żeby wszystko stało sie jasne ;)



11 maja 2007
Parę ostatnich dni ;)

Po powrocie zwyprawy jaskiniowopodobnej byłam zmęczonaq... I to bardzo ;) W poniedziałek wzięłam na chwilę kobyłke na linę, trochę pofriendlowałyśmy z nową folią-tym razem taką przezroczystą ;). Ponakrywałam konika, pomachałam trochę, i spróbowałysmy parę razy przejść. Głownie za mną, ale były tez próby drivingowania ze strefy 3. Jeśli chodzi o następne dni.... Codziennie byłam we Wrocławiu, więc dalej byłam i jestem zmęczona.... W związku z czym u koni pojawiałam się od czasu do czasu na Undemanding Time ;) To w końcu tez potrzebna rzecz :)  A w niedzielę chyba sie wybiorę z tatusiem na święto konia do Siedlca ;)


05 maja 2007
Całkiem obiecujące początki ;)

Dzisiaj wyciągnęłam siostrę do Buszmena. Biedna prawie zawału dostała, ale jakoś żyje ;) Najpierw go trochę przeczyściła, potem FG, jakiś jeż i proby drivingów... Młody był grzeczniejszy niż myślałam ;) Byłam pewna, że będzie ją testował tak na maksa, jak mnie na początku, przy zaczynaniu zabaw.... A tu zonk ;) Były jakies próby gryzienia, ale o wiele żadsze i łagodniejsze niż sie spodziewałam ;) Troche popracuję nad siostrą i się jakoś dogadają ;) A bedzie źle, to się może uda wybrać gdzieś na wakacje.... Do jakiejś stajni, gdzie znaja się na czymś naturalnym lub na np. klikaniu.... AJkies wyjście zawsze się znajdzie ;) I tyle o siostrze ;)
Co do mnie.... Jakaś taka śpiąca się czuję i nie chce mi się za bardzo ruszać... A dzisiaj w nocy jade do jaskini ;) Już dawno nigdzie nie byłam.... Cieszę się, ale tez troszke sie boję.... Znowu będę wisieć x metrów nad ziemią ( i jednocześnie pod ziemią ;>) na jakiejs linie... Ech... ;)



04 maja 2007
Zaległości tygodniowe...

no, prawie tygodniowe ;) Zdam sprawozdanie według koni ;)
Buszmen:
W poniedziałek się nieźle poboczyliśmy na siebie, oczywiście z mojej winy ;/. Doszło do tego, że się załamałam i stwierdziłam, że więcej sie za niego nie biorę. Koń siostry, wiadomo to od 3 lat. Może jak zacznę go olewać, to się nim troszkę zacznie zajmować. Nie musi się bawić z nim w natural, ważne, żeby zaczeła robić z nim COKOLWIEK. W środę ostatni raz się z nim na serio bawiłam, żeby poprawić troszkę to, co popsułam. I dla sprawdzenia siebie, czy naprawdę jest ze mną tak źle. Okazało się że nie jest :) Bardzo fajnie było. nie zakładałam nawet kantara. Wyczyściłam, poćwiczyliśmy podawanie kopyt, wyszorowałam kopytka(znowu sa różówe ;>). Troszke pofriednlowalismy z niebieską folią. Jak leżała na ziemi, to młody chodził po niej, stał, gryzł, grzebał... Ale jak ją podniosłam, skończyło się. Strach, niepewnośc... Udało mi się go dotknąć złożoną folią w łopatkę, i na tym koniec. Raz lekko go postraszyłam, troche puściły mi nerwy... Ale zrobiło się z tego Catching Game i potem było dobrze. Zostawiłam folię, i jak potem ją podnosiłam, to koń zwiewał. Nawet jak był daleko. Cofał sie na widok podnoszenia foli, albo po prostu odchodził. Pociągałam trochę tą folię koło niego, poszeleściłam z daleka... a potem usiadłam, połozyłam stracha obok i czekałam. I doczekałam się ;) Koniś przyszedł, stanał przednimi kopytkami na foli i... zaczął przysypiać! Coś niesamowitego.... Drzemaliśmy sobie tak razem, zero gryzienia. Czasem prosba o poczochranie go, czasem przytulenie się do mnie... Tak, to było ewidentnie przytulanie się :) Bo jak nazwać konia, który drzemie dotykając bokiem pyszczka mojego ucha?? Bardzo miło.... Ale koniec. Koń nie mój, czekam na jakieś zaangażowanie ze strony siostry. Ciągnie mnie do tego potwora, on pokazuje mi tak dobitnie i na serio co umiem, a czego jeszcze nie.... Ale nie dam się, odstawiamy młodego na półkę z podpisem "Dorota". Zauwazyłam, że podgryzanie od tak sobie już prawie znikło.... Ale zostało gryzienie w określonych sutuacjach. Mlody gryzie w dwóch okolicznościach: gdy czuje się niepewnie, lub gdy się na coś złości. Hm.... "How interesting"... ;)
A teraz Birma:
W fatalny poniedziałek, przed tragedią Buszmenową opisaną powyżej, bardzo fajnie się dogadywałam z kobyłką. Zdobywam jej szacunek przez cierpliwość i czekanie, gdy jest niepewna... Głównie friendlowaliśmy z folią. Nakrycie konicha folią bezproblemowo, przy głowie sprzeciwy- na razie głowe zostawimy w spokoju. Prosiłam ją też o przejście przez folię... I doznałam oczywistego olśnienia :) Boi się sama przejśc, ale za mna potrafi nawet przekłusować przez tę folię.... Cóż... Robiłam zasadniczy błąd- prosiłam ją o przyjście do mnie przez folię stojąc daleko. A wystarczy że stanę tuz przed nią i idzie bezproblemowo... Po prostu trzeba stopniowo budowac odległość ;) Trochę popsułam ten dzień myciem kopytek kobyłce, ale cóż... Czasem trzeba ;) Po odstawieniu
Młodego zabieram się porządnie za kobyłkę i za swoje pasażerowanie.  W czwartek męczyłysmy trochę zalążki bocznych nad drągiem i ćwiczylismy przejścia w CG, w dół i w górę. I nie jest tak źle ze wstrzymującym carrotem w strefie 1, jak myślałam ;) Na koniec wsiadłam na oklep i pasażerowałyśmy trochę. Wydaje mi się, że siodło ogranicza i uwiera kobyłkę, szczególnie w kłusie, więc na razie będziemy się męczyć na oklep. Uwierające siodło plus skacząca ja to za dużo ;) Dzisiaj wybrałysmy się na naziemny terenik, a potem była powtórka z CG i pasażerowania.  A to relacja z terenowania: Uważnie. Nie nerwowo, bez płoszenia się, bez totalnego przejścia do "niemyslenia", ale bardzo uważnie. Dolazłyśmy do ujeżdżalni znajomej i tam się trochę pobawiłyśmy. Przeciskanie nad drągiem, cofanie między stojakami, trochę CG w stepie i bocznych. Ładnie się kobyłka na mnie skupiła ;) W drodze powrotnej jeszcze pare zabaw na boisku, między innymi przeciskanie pod bramka do gry w nogę ;) Podczas maszerowania co jakiś czas oczywiście cofanie, jakies boczne, ogolnie przypomnienie że ja tez tu jestem. Udało mi się tez namówić kobyłkę na przejście za mną przez huczącą blachę na podwórku ;) Takie luźne spostrzeżenia co do Birmy: spacerki coraz spokojniejsze i fajniejsze, boczne bez ogrodzenia nawet w terenie nam ładnie wychodza ;) I Birma jest mniejszym łakomczuchem niż myślałam... Albo tak mnie szanuję ;) Nie dość, że pasie się blisko mnie, to jest gotowa na odejście od trawy w każdej chwili!. Cmokniecie nie zawsze uznaje, ale jak tylko wstanę i zacznę zbierac linę, zrobię jakiś krok, po prostu dam znac ze chcę iść, to kobyłka natychmiast przestaje jeść. Miło ;) A co do pasażera... Coraz lepiej mi wychodzi ;) Stęp bezproblemowo, a w kłusie coraz lepiej ;) I ona spokojniejsza, i ja się mniej telepię :) A przy wsiadaniu na oklep ćwiczymy ustawianie się bokiem do różnych przedmiotów i nie ruszanie się ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz