wtorek, 17 sierpnia 2010

Sierpień 2009


31 sierpnia 2009
Rynia
Po Nowolesiu był tydzień w domu, i potem następna wyprawa ;) Tez końska, ale bez koni naszych.
Jesli chodzi o sprawy domowo-końskie, to zakładam sobie cele, tak na około tydzień. I podoba mi się to. Nie skaczemy z jednego na drugie, tylko idziemy takim schematem/mini-programem doskonaląc jakąś rzecz. Jak jest ok, to biorę coś innego, a poprzednie przypominam. Fajny taki układ ;)

Teraz o Ryni. Pojechaliśmy w trójkę- ja, siostra i mój kochany Mateusz ;*
Ja z siostrą szkoliłyśmy się naturalnie, a ten mój kumplował się z wikingami ;)

Zestresowane oczywiście byłyśmy, nowe miejsce, nowe konie, nowi ludzie.... Ale Kasia okazała się przemiłą osobą ;)

Przeleciałyśmy przez wszystkie gry z dokładnym objaśnieniem- dla mnie przypomnienie i dorzucenie paru fajnych szczególików których w płytach nie znajdę, a dla siostry ułożenie wszystkiego w logiczną całość. Bo ja to trochę bełkocze jak jej tłumaczę :P
Takie podstawy L1, i zaczątki L2- zmiany kierunku i tempa w CG.

Pojeździłysmy tez trochę, parę rad dostałyśmy, w związku  z czym zmieniłam sposób skręcania.
Siostra uczyła się odnajdywać na koniu po paru latach niejeżdżenia, ja panowac nad soba bardziej i kontrolować swoje ciało (no i konia ;)).
Nauczycieli miałysmy świetnych (i ludzkiego, i końskiego), sama przyjemność. Żałuję, że nie miałam okazji uczyć się jeździć od początku w ten sposób. Cóż, nadrabiamy ;)

Osłodą wszystkiego była próba jazdy bez kantara, i moja, i siostry. Cudownie ;)

 
22 sierpnia 2009
Nowolesie
Oj, długo nie pisałam. Lato jest, i jakoś tak weny brak w związku z tym ;)
Zaczynam nadrabiac zaległości blogowe.
Na poczatek wypad z końmi do Nowolesia.

Pierwszą niemiłą niespodzianką było to, że nasz zakątek ogarnęła plaga much końskich ;/
Ale  to tyle z tych nieprzyjemnych :)

Konie szybko sobie przypomniały to miejsce, więc spokój był. Urządziły tylko parę galopad anty-owadowych- oj, chudziutkie by były jakby takl biegały codziennie :P

Byliśmy pare razy na porannych spacerkach. Nawet Frydziu nam towarzyszył ;)
              


              

 
 
 

Tu jakaś rozmowa siostry z Młodym na temat przesunięcia cielska ;)
             


             


A oto Frydziu:


              

Frydziu nie nasz, tylko znajomej wakacjującej się z nami (to o Tobie Henia :P)


Troche zabaw naziemnych było, ja z Birmą skupiłyśmy sie na zmianach kierunku w kłusie i na ćwiczeniu galopu. Wogóle takie tygodniowe plany zaczełam sobie robić, fajna sprawa :)

Jedną sesję miałyśmy taką cudowną, z pieknym galopem- jeszcze takiego nie widziałam u Birmy...W cudownej równowadze i fajnym tempie. Musze wykombinować coś żeby się tak częściej ruszała :P

Jeździłyśmy tez parę razy. Pierwsze jazdy polegały głównie na sprawieniu, by stajnia była niefajnym miejscem z sidoła, bo Birma cały czas się kierowała w jej stronę. chyba się udało, bo potem dało sie jeździć po pastwisku na luźnej wodzy, pokłusować i nawet ćwiczyć skręty (coś a'la Tit for Tat) ;)
Zdjęcia ukazały to jak strasznie się grabię, ale podbudowały mnie trochę w kwestii pozycji nóg. teraz wszystko poprawiam, ale o tym w następnych notkach ;)

 Tak się siodłałyśmy ;)



 A tak przechodziłyśmy prze straszne błoto przed stajnią. Tuw  fazie wachania i grzebania nogą ;)

 I tu "chowanie się", byleby tylko nie patrzec na to straszne błoto :P

 Ja wyszłam beznadziejnie, ale Birma ślicznie ;)

I zdjęcia jeszcze z przekonywania, ze stajnia wcale nie jest fajna. nagradzałam kierowanie się w stronę wyjścia, oczywiście z włsanej inicjatywy Birmy.
              

 
Naziemnie przyzwyczajałam tez kobyłkę do uprzęzy i ciągnięcia małej kłody drewna- nawet kłus był i trochę galopu. Problemem były zakręty, wtedy linka dotykała zadu Birmy- a Birma nauczona ustępowania od nacisku przecież... Musze coś wymyślić w tym temacie.

Były też próby prowadzenie obydwu koni jednoczesnie, nawet na krótkim spacerku tak z nimi byłam. No i prowadzenie Buszmena siedząc na Birmie ;)

 

 Było ciężko...
  


 

 Ale z czasem coraz lepiej ;)


 

  Tu Buszmen nas doganiał kłusikiem. 
Następnego dnia próbowałam na oklep, okazało się ze przez noc Pan Młody sobie wszystko ładnie w główce poukładał ;)


Buszmen tez się oczywiście nie wymigał od zabaw. Trochę go oswajalyśmy z siodłem i popręgiem, również w ruchu. trochę siostra bawiłą się  znim naziemnie- była i folia, i nauka podstawiania się do wsiadania.

 Siodło jeszcze trochę przeszkadza Młodemu, więc wyraża się i pokazuje ciałkiem ;)

 Odangażowanie



Prawie cała ekipa




                           


Siedzieliśmy tam prawie trzy tygodnie, konie zadowolone bo same wybierały czy stajnia czy pastwisko- noca wygrywało pastwisko, a w dzień stajnia ;)
 



                           


 Niżej Reszka siostry, stosunkowo młody członek naszej rodziny ludzko-zwierzecej ;)

 A, mamy własny miód! :P

i na koniec dwie pokraki :P Obie strasznie tu wyszłyśmy :P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz