Dzisiaj w koncu zajelam sie na powaznie końmi :) Obydwoma :)
Z Birmą testowałyśmy naszą niby-ujeżdżalnię która niedawno wygrodziłam. Najpierw pozapoznawałam ją z ogrodzeniem z folii budowlanej, spróbowałyśmy chodów bocznych nad kłodą (nowośc, bo kłoda dużo grubsza niż drąg), no i poprosiłam ja o trochę wygięcia w kłusie na kole. Mam wrażenie, że to wyginanie całkiem jej sie podoba- jak prosze o zatrzymanie to zawsze żuje i jest wpatrzona z zainteresowaniem we mnie :)
Przy siodłaniu mina jej trochę zrzedła- zdecydowanie nie była zadowolona z tego, że chcę wsiadać. Najpierw ją poruszałam z samym siodłem- duzo usztywnienia było, ale w końcu zaczęła odpuszczać :)
Stęp ze mną na grzbiecie bardzo pozytywnie- skręcanie, zatrzymania, ruszanie od niewielkich sygnałów, no i od czasu do czasu sie ślicznie zaokrąglała :)
W kłusie nie było już tak przyjemnie- duzo lecenia do przodu, ciągłe zmiany tempa. Co ciekawe lepiej było na prawo- a to zawsze była dla nas ta gorsza strona. Na prawo dośc szybko dostałam w miarę fajny kłus, w lewo było gorzej. Ale powiedziałam sobie, ze będziemy kłusowac dopóki się cos nie zmieni, no i wkrótce poczułam że kobyłka zaczyna cos kombinowac ze swoim ciałem :) Szybko nagrodziłam i zsiadłam. Spociła się trochę, i nie była do końca spokojna, tak więc jeszcze trochę się pokręciłyśmy z ziemi i poczekałam az sie uspokoi. Wytarzała się przy mnie dwa razy, baaardzo dawno tego nie robiła :)
Z Buszmenem popracowaliśmy trochę przy kłodach, w takim żwawszym kłusie- jak wybrał drogę przez kłodę to dostawał luz :) Jak juz się chłopak rozruszał to poćwiczylismy tez zagalopowania- chyba jeszcze nigdy tak fajnie nam nie wychodziły :) W ogole był zainteresowany tym, co z nim robię. Najwidoczniej lubi się ruszać :)
Na uspokojenie poprosiłam o poszturchanie beczki, i poszliśmy sie siodłać. Chłopak nie miał na sobie siodła przez miesiąc lub dwa, a bardzo miło mnie zaskoczył ruchowo. Żadnego brykania, całkiem luźny kłus, nawet jedno zagalopowanie zrobiliśmy. Może to oznacza, że w końcu siodło mamy zgeneralizowane i ostatecznie przepracowane :) W międzyczasie z siodłem na grzbiecie porobilismy też parę spokojniejszych rzeczy- próbowaliśmy przejść przez kłode spokojnie stępem ( trzeba nogi wysoko podnosić :)), no i przekonywałam młodego do postawienia nogi na pieńku. Przy tym ostatnim toczyliśmy fajną dyskusję, a z głowy Buszmena to prawie że aż parowało, tak myslał :)
Buszmen tez się spocił, choć wiele nie robił. Ale nie dziwię im się- takie futra mają, a tak ciepło dziś było...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz